piątek, 25 grudnia 2020

#77 Źle i jeszcze gorzej

 

W końcu przyszły święta, chyba najgorsze jakie były do tej pory. Każdy dzień jest jeszcze gorszy. 

W wigilię wysłuchałam jak strasznie wyglądam i jak się mogłam doprowadzić do takiego stanu. Mama stwierdziła, że najlepiej by było umieścić mnie w szpitalu tak jak siostrę. Zjadłam całkiem dużo, ale jak najbardziej w granicach normy.

Dzisiaj nadszedł pierwszy dzień świąt i była masakra. Od rana tylko krzyki i darcie się. Tylko wstałam i zaliczyłam wmuszanie śniadania. Zamiast jakiejkolwiek rozmowy, wysłuchałam krzyków o moim zjebaniu. Wypiłam łyka wody, co mama uznała za opijanie się. Pojechałyśmy potem na obiad do cioci. Zaliczyłam nakładanie na talerz, a potem zaczęły się rozmowy...

Tym razem oberwała też moja siostra. Tak więc wnioski: obie jesteśmy pierdol*iętymi dzikuskami, które nie nadają się do normalnego życia. Milutko prawda? Ale w sumie to prawda. Nie bez powodu w końcu, obie z nas mają ochotę na opuszczenie tego świata. Tylko póki co, tylko moja siostra robi to w czynny sposób.

Plus jesteśmy jeszcze nie do poznania i siebie warte. Przez te ich docinki i porównywania do siostry dwa razy musiałam zamykać się w łazience z atakami płaczu i paniki. A byłyśmy tam całe cztery godziny. Ładny wynik...

Sorki, ale musiałam się gdzieś wygadać. Mam już po prostu tak dosyć. Po prostu czekam na koniec wszystkiego. Na jakąkolwiek myśl o jedzeniu aż mi się zbiera. Widzę jak bardzo zaburzenia odżywiania przejęły nade mną kontrolę. Nie mam już nawet ochoty na uwielbiane przeze mnie słodkie czy owsianki. Dodatkowo przez te ilości jedzenia mój układ pokarmowy nie wyrabia. Brzuch mnie boli bez przerwy od dwóch dni i wróciły mi zaparcia, mimo zwiększenia stałej dawki środków przeczyszczających.

Jutrzejszy dzień zapowiada się jeszcze gorzej - rosół z kołdunami z wołowiną i królik. Oczywiście jak tylko mama lub siostra wstaną, czeka mnie talerz śniadaniowy i teksty "żryj to ku*wa" . Jakbym się nie odzywała to albo siedzę w psychiatryku, albo napchały mnie na śmierć.

Także cały mój świąteczny nastrój wyparował. Codziennie płaczę i nie mogę spać. Robi się tylko coraz gorzej. Czuję do siebie takie obrzydzenie jak jeszcze nigdy.

Idę teraz czytać co tam u was słychać. Mam nadzieję, że chociaż wy macie udane święta. Trzymajcie się cieplutko ♥️

czwartek, 10 grudnia 2020

#76 Smęty o mamie

 

Podsumowanie listopad-grudzień:

- Nowy telefon - nie taki nowy, ale chodzi o niebo lepiej od poprzedniego ;)

- Urodzinki - zobaczenie najbliższych. Pilnowałam się i naprawdę było miło

- Koronka na 90% - "kwarantanna" , którą sama sobie narzuciłam

- Trochę mniej na wadze, więc w obwodach też ok.  2,5-3 kilo

- Ciągle biorę małe dawki środków na przeczyszczenie. To są jedyne porady od cudownego gastrologa na NFZ..


Przebywanie w domu tylko z mamą nie jest moim spełnieniem marzeń. Na szczęście chodzi już do pracy i nie kontroluje mnie aż tak jak wcześniej. Było wtedy naprawdę kiepsko. Przez dwa tygodnie tylko się na mnie darła i kazała jeść ( do tej pory jak myślę o schabowym, to aż mi się cofa..).  Teraz trochę odpuściła.

Jej jedynym argumentem jest moja siostra. Jak może pamiętacie, miała ona stwierdzoną anoreksję i była leczona psychiatrycznie ( także w szpitalu). Ciągle mnie do niej porównuje i każe być lepsza. Zupełnie mnie nie zauważa jako człowieka z problemami. Wyżywa się na mnie, bo nie spełniam swojej roli pocieszenia po nieudanej starszej córce. Jej krzyk niszczy mnie od środka. Ona jak zwykle niczego nie widzi. Zamiast mi pomóc jest oczywiście jeszcze gorzej. 

Przynajmniej przez brak kontaktu z ludźmi mam mniej ataków paniki, lęków i duszności. Siedzę sobie w pokoju z moją depresją i jest nam dobrze. 

Co mnie tu trzyma? Chyba to, że nawet wtedy porównała by mnie do siostry. Dla niewtajemniczonych, moja siostra dokonała dwóch prób samobójczych. Kiedyś tu o tym pisałam, ale nie chcę tego teraz odkopywać. Niech te moje emocje zostaną jak najgłębiej.

Przepraszam was za ten ponury nastrój. Taka już jestem. Ale dobra, cieszmy się - już grudzień. Jakoś wyjątkowo w tym roku, czuję tą atmosferę świąt. Mam nadzieję, że wy też. 

Buziaki, Cassidy


Bilans - 10.12 :  692 kcal

- Owsianka z jabłkiem, cynamonem i masłem orzechowym - 227 kcal

- Lindorek z kalendarza- 57 kcal

- Chicken curry z ryżem z kalafiora- 283 kcal

- Wege kapuśniak - 125 kcal

PS: dzisiaj było wyjątkowo dobre jedzonko. Dodatkowo robię od półtora tygodnia ćwiczenia na uda. Może coś z tego będzie ♥️







poniedziałek, 7 grudnia 2020

#75 Grudzień

 

Hej kochane,

To nie jest tak, że sobie odpuściłam. Po prostu nie potrafiłam tu nic napisać. Próbowałam, prawie codziennie.

Przez zamknięcie w czterech ścianach jest po prostu jeszcze gorzej ze mną. Mama odkąd wróciła z kilkudniowego urlopu uwzięła się na mnie i na moje jedzenie. Koniec końców siedzę w domu i ona jest jedyną osobą, którą widuję. Raz jest lepiej, raz jest gorzej.

Ale faktycznie trochę mnie ubyło. Osiągnęłam najniższą swoją wagę odkąd pamiętam - 47,2. Czy jestem z tego powodu chociaż trochę bardziej szczęśliwa? Oczywiście, że nie.

Tak więc postaram się odzywać. Postaram się jeść trochę więcej, tak jak miałam w planach. To jest jak zwykle moje gadanie - chcę jeść więcej, ale jednocześnie nie. Wszystko zależy od tego, który głos wygra.

Mogę jeszcze tak dodać, że pierwszy raz od kilku lat mam kalendarz adwentowy. Powiedziałam mamie, że potrzebuję czekać na cokolwiek, siedząc tak w domu. I tym sposobem zostałam posiadaczem kalendarza z Linda. Taka mała anegdotka - to w sumie jedyna rzecz, która mnie troszeczkę cieszy w tej codzienności.

Trzymajcie się cieplutko ♥️



środa, 28 października 2020

#74 Lockdown

 

Cześć kochane,

Dziękuję wam bardzo za cudowne słowa pod poprzednim postem. Nawet nie wiecie jak miło mi się je czytać. Jesteście naprawdę niezwykłe <3

Nie piszę codziennie, bo nie mam zbytnio o czym. I to na pewno jeszcze trochę potrwa. Liczby zarażonych będą teraz wzrastać jak szalone. Mam nadzieję, że w waszym najbliższym otoczeniu wszyscy są zdrowi <3

Od rana mam lekcje, a później tylko czekam żeby iść spać. Wpadam strasznie w depresyjny nastrój. Z nikim nie utrzymuję kontaktu, bo nie mam na to siły i zupełnie tego nie potrzebuję. Snuję się po domu w swetrach i wyglądam jak menel. Jestem tylko ja i moja głowa.

Leki na jelita przestały dawać. Muszę powrócić do zwiększonej dawki. Tak więc, dodatkowe urozmaicenia dnia mnie czekają haha

Jakoś się odezwę. Mam nadzieję, że przynajmniej u was jest ciekawej. Trzymajcie się cieplutko <3


Bilans - 855 kcal

- Owsianka na wodzie z bananem i cynamonem, miód - 220 kcal

- Kilka paluszków, ciasteczko - 105 kcal

- Kotlet z indyka z marchewką,  ziemniaki, kapusta kiszona - 345 kcal 

- Kanapka z serem, sałatą i pomidorem- 185 kcal


P.S. Wiem, że miałam jeść więcej....

piątek, 23 października 2020

#73 Czego chcę?

 

Dni mijają mi bardzo szybko. Za mną już tydzień siedzenia w domu. Wpadłam już w rutynę- wstanie o 7:50, lekcje i czekanie do pójścia spać. Wszystko jest szare i jednakowe. W wolnych chwilach zadręczam się myślami o jedzeniu.

Z dobrych wiadomości, od dwóch dni wróciłam do ćwiczeń z Kołakowską. Powoli wkręcam się na nowo. Także dzisiaj - 400 kcal <3.

W końcu też zaistniały zmiany na wadze. Zeszłam wreszcie z 51, na wadze 50,2. Nareszcie <3

Staram się jeść ponad tysiąc, wciąż nie zawsze mi to wychodzi. Lekarz telefonicznie polecił znowu zmniejszyć dawkę leków i jest o wiele lepiej.

Gubię się w tym czego chcę. Jeść, czy nie, ile jeść, co jeść i tak dalej. Chcę być zdrowa, mieć zdrowe jelita, miesiączkę, ale jest jak jest.

I tylko ja mogę to zmienić. Pytanie tylko, czy naprawdę tego chcę.



Bilans -22.10 - 930 kcal

- Owsianka cynamonowa z bananem - 215 kcal

- Szarlotka domowa ~ 200 kcal

- Pieczone udka kurczaka z kapustą kiszoną - 375 kcal

- Krem z pomidorów, kostka czekolady - 140 kcal

Aktywność: trening z Kołakowską, dzień 17 (spalone jakieś 200-250 kcal)



Bilans- 23.10. - 1010 kcal

- Owsianka kakaowa z bananem - 230 kcal

- Szarlotka domowa, kawałek omleta mamy ~ 300 kcal 

- Makaron z sosem z kalafiora (coś w stylu wegańskiej carbonary) - 260 kcal

- Deser ze skyra jagodowego - 220 kcal

Aktywność: trening z Kołakowską, dzień 19 turbo spalanie (spalone 400-450 kcal)

piątek, 16 października 2020

#72

 

Wybaczcie mi, nie mam jakoś weny do pisania. Wstawiam tylko bilanse z dwóch ostatnich dni. Nie udało mi się jeść ponad 1000, co zresztą widać. Kiepsko mi to idzie.. 

Muszę jeszcze wcisnąć w siebie skyr, bo inaczej skończę na 600 kcal.. . Jedyne pocieszenie to nauka zdalna od przyszłego tygodnia. Martwię  się o rozszerzenia, bo takie nauczanie zupełnie nic nie daje. Ale przynajmniej jestem cały czas w domu i tylko bym jadła.

Moje samopoczucie dorównuje pogodzie za oknem. Trzymajcie się cieplutko <3


Bilans - 15.10.

- Owsianka kakaowa, pół jabłka - 240 kcal

- Kromka chleba z domową pastą z bakłażana, sałata lodowa - 150 kcal

- Barszcz z ziemniakami zabielany jogurtem greckim - 180 kcal

- Napoleonka ~ 280 kcal

Bilans: ~ 850 kcal 

Aktywność: 6150 kroków



Bilans - dzisiaj:

- Overnight oats o smaku szarlotki - 245 kcal

- Kanapka z serkiem i sałatą lodową - 185 kcal

- Domowe ratatouille <3 - 200 kcal

- Skyr brzoskwiniowy - 125 kcal

Bilans: 755 kcal

Aktywność: 7900 kroków 

środa, 14 października 2020

#71 I znowu mnie nie było..

 

Znowu mnie nie było ponad tydzień.

Mam za sobą wizytę u gastrologa. Trafiłam na faceta, który stwierdził, że mogę na spokojnie brać leki bo one, wbrew pozorom nie uzależniają. Ostatecznie przypisał mi 3-krotnie większą dawkę leków, niż kiedykolwiek brałam.

Skończyło się na tym, że przez 3 dni nie mogłam wyjść z domu, bo w każdym momencie mógł na mnie czekać bieg o życie do łazienki haha.            Zmniejszyłam trochę ilość leków i mogę w końcu chodzić normalnie do szkoły. Miałyśmy z mamą dzisiaj pierwszą rozmowę z lekarzem. Mam jeszcze zmniejszyć dawkę i odezwać się znowu za tydzień.

Zapewne będę musiała brać te leki trochę dłużej, dopóki jelita nie zaczną jakoś pracować. Mam jednak trochę wątpliwości, co do tego, że leki nie uzależniają.. 

Z jedzeniem idzie mi różnie. Miałam jeść ponad 1000, ale nie zawsze to się udaje. Jem coś tylko kiedy to zważę i zapiszę w fitatu. Zaczęło mnie to trochę przerażać. Wiem, że muszę jeść jeszcze więcej, ale ciężko mi idzie. Wpadłam jeszcze w jakąś dziwną obsesję jedzenia zdrowo, i tylko tego co robię sama. 

Dzisiaj wszystko byłoby pięknie. Całą kolację i jutrzejszy dzień miałam zaplanowane. Mama jednak przyszła z pracy z rzeczami z cukierni: bułką cynamonową i napoleonką, obie rzeczy dla mnie. Więc dzisiaj zamiast skyra, muszę zjeść 400-kcal z bułeczki. Patrzcie tylko na ten dzisiejszy bilans... Jutro podobna sytuacja z napoleonką. Ale dobra, jakoś dam radę. Muszę, muszę, muszę.


Bilans - 785 + ~ 470= 1255 kcal

- Jaglanka z gruszką i cynamonem -220 kcal

- Pół jabłka z polewą orzechową ( masło orzechowe + jogurt naturalny + syrop klonowy)    - 105 kcal

- Makaron ryżowy z warzywami stir fry - 460 kcal

- Gigantyczna buła cynamonowa 145g ~ 470 kcal - wolę dać profilaktycznie więcej kcal


Trzymajcie się kochane <3. Idę nadrabiać zaległości na waszych blogach. Buziaki 


P.S.:  Udało mi się oddać połowę bułki- więc bilans wyszedł około 1020 kcal

wtorek, 6 października 2020

#70 It's kinda ok

 Hej kochane <3

Jedzeniowo idzie mi całkiem dobrze. Zgodnie z moim postanowieniem, udaje mi się przekraczać 1000 kcal. Robię dzienną liczbę kroków i tak jakoś czas leci. 

Odniosę się troszkę do ostatnich komentarzy. Pracuję z moimi jelitami od dawna. Odstawiłam zapychające jedzenie z mąki pszennej, mięso, szczególnie czerwone. Jadłam owoce, warzywa, owsianki, jogurty. Unikałam tłuszczu i rzeczy smażonych. Ale zupełnie nic to nie zmieniło. Udało mi się tylko jeść mniej, ale za to moje jelita się zupełnie zbuntowały.

Miałam też epizod z lekami. Brałam probiotyki, bakterie wspierające florę bakteryjną jelit, leki z inuliną.. nic nie pomagało.  Więc etap z poradami farmauceuty, mam już dawno za sobą.

Zapewne jadłam tak mało, że wszystko mi się tam zatrzymało. Może czegoś więcej się dowiem na jutrzejszej wizycie.

Póki co jem, tak jak opisałam, tylko że trochę więcej. Biorę też leki, które mają mi, ogółem mówiąc, rozmiękczać wszystko od środka. Nie będzie dla was wielkim zaskoczeniem, jeśli powiem, że średnio działają...  Zobaczymy czy coś się niedługo zmieni. Dam jutro znać jak było u gastrologa <3


Bilans:

- Jogurt naturalny z chia, syropem klonowym i gruszką - 195 kcal

- Marchewka - 30 kcal

- Gołąbki bez zawijania z indyka, robione na parze, łyżka ziemniaków - 475 kcal

- Krem z warzyw- 180 kcal

- Lindt ×2, kawałek jabłka- 175 kcal

Bilans: 1065 kcal

Kroki: 6700    - 190 kcal

niedziela, 4 października 2020

#69 Czy jedzenie tyle dziennie będzie dla mnie możliwe..

 

Hej kochane,

Piszę do was po dwóch tygodniach nieobecności. Próbowałam wcześniej, naprawdę. Ale za każdym razem, patrzyłam się w  telefon i nie potrafiłam napisać nawet słowa.

Nadrobiłam wasze blogi i postaram się do was wrócić.

Co tam u mnie?

A) Moje problemy z jelitami jeszcze bardziej się pogorszyły. Wypróżniam się tylko raz w tygodniu, po zażyciu środków przeczyszczających. Przez jedzenie za mało, mój metabolizm po prostu stanął. Ćwiczenia i domowe sposoby ( mówię o jakiś śliwkach, kapuście, soku z cytryny itp.), też oczywiście nie pomagają. Byłam już na usg, a za kilka dni mam wizytę u gastroenterologa. Póki co nie wiadomo nic. Raz, nawet mama tak się już wkurzyła, że pojechała ze mną na SOR. Spędziłam tam 6 godzin.. pouciskali mnie po brzuchu, polecili czopki, przeczyszczacze i domową lewatywę, po czym wysłali mnie do domu.

B) Muszę zacząć więcej jeść.  Trzeba w końcu ruszyć te jelita czymkolwiek. Tylko, że nie zawsze potrafię. Póki co próbuję jeść ponad 1000 kcal. Wczoraj się udało, dzisiaj też się na pewno uda, bo jestem u ojca.

C) Mama zauważyła. Lekarze zaczęli jej gadać, że jestem bardzo szczupła i dostała kompletnego świra. Mówiąc ogólnie mam przejebane.

D) Okresu dalej nie ma. W trakcie wizyty na SOR, wyszło to na jaw. Mama o tym wie ..  Kto wie, może się w końcu zacznie mną przejmować? Póki co, straszy mnie, że skończę jak moja siostra. Boli mnie to, że nie wspiera mnie, tylko jak zawsze zastrasza. W tym wypadku ma argument, że skończę zamknięta w psychiatryku. Milutko..

E) Byłam z siostrą na siłowni. Początkowo było mi trudno. Dostałam ataki paniki, że wszyscy się na mnie patrzą i wyśmiewają kiedy próbuję cokolwiek zrobić. Ostatecznie udało mi się go pokonać, biegając na bieżni w kącie, poza obszarem lustra. Potem siostra pokazała mi co robić na różnych sprzętach itp. Podobało mi się, ale przeraziłam się moim stanem i wagą mojego problemu. Spróbujemy załatwić mi karnet u mamusi, ale może być ciężko. 

F) Waga: 51,5 kg. Powoli, ale przynajmniej w dół.

Wrzesień pod względem dietowym, był naprawdę w porządku. Trzymałam tak od 650 do max. 950 kcal. Prawie codziennie robiłam dzienną liczbę kroków.

Co do stanu psychicznego, wolę sie chyba nie wypowiadać. Cały czas się on stacza. Przestałam lubić samotne siedzenie w domu, bo boję się sama siebie i tego co mogę zrobić.


Cele na październik:

1. Robić dzienną liczbę kroków - 6000

2. Jeść ponad 1000 kcal, dla dobra moich jelit


Mam nadzieję, że wszystko u was w porządku i że ciepły wrzesień dobrze na was wpłynął. Oby w październiku było tak samo.

Chcę wam też bardzo podziękować za komentarze. Jesteście naprawdę kochane. Kiedy pierwszy raz przeczytałam komentarz Summer Wine, prawie się popłakałam. Naprawdę dziękuję za wasze wsparcie 

Buziaki <3



środa, 16 września 2020

#68 Jak mi mija wrzesień?

 

Długo, długo mnie nie było. Co się działo? 

Wrzesień trwa trwa i nie chce się skończyć. Nie czuję jeszcze typowej rutyny. Każdego dnia wspominam i walczę z samą sobą. Mój smutek i lęk jest na szczycie, ale jakimś cudem codziennie wspina się jeszcze wyżej. Cały czas się boję. Utrzymuje w szkole kontakt z dwoma koleżankami - brawo ja. Mój były przyjaciel nie odzywa się do mnie i traktuje jak powietrze.

W sumie to jestem powietrzem. Wtapiam się w otoczenie i jestem niewidoczna. Czuję się jak zdepresiowana skorupa, pusta w środku. Dawnej mnie już dawno nie ma. Jedyną rzeczą, którą mnie tu trzyma to moja siostra. Jeśli ja odejdę, ona też. Tym razem by się jej udało.

Przynajmniej dietowo sie trzymam. Raczej nie przekraczam 1000 kcal. Problemy z jelitami są świetną wymówką, kiedy mama robi jakieś tłuste jedzonko. Za tydzień czeka mnie usg jamy brzusznej, a później wizyta u gastrologa. Zobaczymy co z tego wyjdzie.                                  

Nie ćwiczę. Nie mogę. 

Jakieś plany? W końcu ruszyć dupę. Wyzwanie Kołakowskiej czeka.         

Jakieś rzeczy, które mi się udają? Piję wodę - przynajmniej 1,5 litra. Oprócz tego codziennie wyrabiam dzienną liczbę kroków (6000), a nawet więcej. Chyba zmniejszyły mi się wymiary. Muszę to dokładnie sprawdzić.


Bilans:

- Serek wiejski na słodko - 250 kcal

- Ogórek zielony, pasztecik z soczewicą~ 260 kcal

- Zapiekanka z cukinią, cebulą, indykiem i pomidorem - 405 kcal

Bilans: 915 kcal

niedziela, 6 września 2020

#67 Urodziny kuzyna

 

Miałam wstawiać posty codziennie, ale wyszło jak zwykle... To właśnie ja i moja systematyczność.

W piątek po szkole spotkałam się z przyjacielem. Pogadaliśmy, pochodziliśmy i było naprawdę przyjemnie. Później pojechałam z mamą i siostrą do naszej dalszej rodziny. Prowadzą oni transmisje z ubraniami i mają nawet własny butik. Mama zobaczyła na ich facebooku ładne, zimowe buty. A buty jak to buty, trzeba przymierzyć. I takim sposobem mam parę zimowych butów. Nie są dokładnie w moim stylu, bo wyglądają jak glany. Jakaś odmiana jednak się przyda.

Przy okazji znalazłam u nich dobre legginsy. Są leciutkie, nie prześwitują i są dobre w talii, a to jest cud. <3 To był naprawdę fajny dzień. Kalorycznie było by dobrze, gdyby nie dwa ciastka migdałowe. I to jeszcze wieczorem. I jeszcze bez wiedzy ile kalorii mogły mieć.. 

Wczoraj miałam zaplanowane ósme urodziny kuzyna. Rano zjadłam lekki serek wiejski, który okazał się dla mnie, o wiele lepszy od normalnego. Dodałam do niego pomidora, paprykę, rukolę, sól, pieprz i moją ukochaną przyprawę: pomidory z czosnkiem i bazylią. Jak jej nie znacie to naprawdę polecam <3. Zamknęłam się w 150 kcal. 

Udało mi się jeść racjonalnie. Myślę, że było naprawdę dobrze. Sumując to: kawałek pizzy warzywnej, z której wyjęłam 3/4 sera, pół kawałka tortu i trochę sałatek. Jestem z siebie nawet dumna. Poza tym usłyszałam od dwóch osób komentarze, że schudłam itp. Nie było tym zachwyceni, ale ja owszem ;).                                   Poza tym zobaczyłam się z rodziną i znajomymi, których nie widziałam kawał czasu.


Bilans - 04.09. piątek 

- Twaróg z jogurtem, wiórkami kokosowymi i miodem,  pół jabłka- 230 kcal

- Zupa z soczewicy - 220 kcal

- Mcflurry Lion bez polewy- 275 kcal

- Kanapki z serkiem kozim, łososiem i szpinakiem, pomidorki koktajlowe- 220 kcal

- Dwa ciastka migdałowe tzw. dachówki- ?

Bilans: 945 kcal +?

Aktywność: 8300 kroków 


Bilans- 05.09. sobota

- Serek wiejski z warzywami - 150 kcal

- Kawa z mlekiem, kostka czekolady- 45 kcal

- Kawałek pizzy warzywnej, trochę surowej papryki

- Sałatka z rukolą i pomidorkami, sałatka z burakiem, selerem i słonecznikiem 

- Pół kawałka tortu

Aktywność: ? - nie chodziłam z telefonem


Trzymajcie się cieplutko. Lecę spędzić całym dzień nad matmą i funkcjami kwadratowymi. Później jeszcze mnie czeka zebranie materiałów na sprawdzian z oświecenia. Nie miałam czasu wcześniej, więc wszystko spadło na niedzielę..

 Buziaki i dziękuję za odwiedziny <3

czwartek, 3 września 2020

#66 Wrzesień

 

Wakacje minęły mi zdecydowanie za szybko. Cały czas nie wierzę, że muszę powrócić do tej rutyny. 

Ale tak, jest jak jest. Szkoła zdecydowanie wpływa na mój stan. Codziennie walczę ze łzami i atakami paniki. Boję się odezwać, boję się przejść korytarzem. Przynajmniej przez maseczki, ludzie aż tak mnie nie widzą.

Póki siostra mieszka z nami w domu, nie ćwiczę. I tak mówi mi, że schudłam ostatnio. Nie chce jej dodatkowo martwić. Tym bardziej, że ciężko by było z miejscem.

W ramach tego staram się więcej chodzić. Wstaje wcześniej, żeby chodzić do szkoły na piechotę i tak samo jak wracam.  Dobijam w ten sposób do 6000 kroków dziennie, czasami nawet więcej. 

Wczoraj wybrałam się z siostrą do galerii. Potrzebowała prezentu dla przyjaciela, a ja szukałam spodni. Muszę się pochwalić!! Znalazłam dwie pary, tego samego fasonu- czarne i granatowe. A teraz najlepsza wiadomość - ich rozmiar to 34 !!!                             Nie wiem jak, ale w każdym razie się cieszę. <3

Wrzucam wam bilanse z moich dni nieobecności. Muszę wrócić do codziennych postów. Tak więc,  obiecuję poprawę!! <3


Bilans - 01.09.

- Omlet bananowy z twarożkiem - 250 kcal

- Czekolada - 75 kcal

- Zupa z soczewicy - 180 kcal

- Dwa kawałki ciasta z cukinii - 380 kcal

Bilans: 885 kcal

Aktywność: 5300 kroków - 140 kcal



Bilans - 02.09.

- Jaglanka instant- 280 kcal

- Marchewka - 35 kcal

- Czekolada, mleko do kawy - 95 kcal

- Papryka faszerowana z indykiem - 285 kcal

- Gałka lodów w wafelku ~ 240 kcal

Bilans: 935 kcal

Aktywność: 14500 kroków    - 380 kcal



Bilans - 03.09.

- Owsianka jabłkowa z cynamonem - 225 kcal

- Połowa ogórka, seler naciowy - 30 kcal

- Zupa z soczewicy - 305 kcal

- Kawałek ciasta z cukinii - 180 kcal

Bilans: 740 kcal

Aktywność: 7050 kroków   - 190 kcal 


niedziela, 30 sierpnia 2020

#65 Wypad do ikei

Za oknem pochmurno. Mój nastrój utożsamia się w 100% z pogodą. 

Wczoraj byłam na rodzinnej wyprawie do ikei. Przynajmniej było trochę ruchu haha. Kupiłyśmy najważniejszą rzecz, czyli materac do mojego rozsuwanego łóżka. Oprócz tego złapałyśmy parę akcesoriów kuchennych i dekoracyjnych. Udało nam się znaleźć idealny słoik do overnight oatsów i żywy aloes, który już stoi na moim parapecie <3. Zakupiłam także w końcu małe ceramiczne naczynia do pieczenia w piekarniku. Bardzo się cieszę, bo będę mogła robić pojedyncze porcje różnych potraw, a nie całą blachę, która potem bardzo kusi.

Jedzeniowo też było super. Uniknęłam jedzenia skrzydełek i jedzenia w Ikei, z czego jestem dumna. Patrzenie się na wege hotdoga było wyzwaniem, ale najważniejsze że się udało. Jeśli to nigdy nie jadłyście to nie wiecie co tracicie. Jeszcze tylko dopowiem, że według neta ma 199 kcal <3.

Na dzisiaj planuję zjeść 1. Połowę rogala krakowskiego ( ciocia przywiozła z wyjazdu więc trzeba) z serkiem kozim i warzywami    2. Oczyszczającą zupę z soczewicy własnej roboty 3. Sałatkę owocową 

Odezwę się wieczorkiem z bilansem.  Co tam u was kochane ?

Trzymajcie się cieplutko  <3


 Bilans 30.08.:

- 10:50- placuszki brzoskwiniowe - 230 kcal 

- 12:00 - domowa kawa mrożona, ciastko - 130 kcal

- 19:00- mały kawałek schabu, 4 kluski śląskie, buraczki ~ 450 kcal

Bilans: ~ 810 kcal


Aktywność fizyczna: 

Spacer po ikei ~ 2 km


sobota, 29 sierpnia 2020

#64 Kalendarz !!

 

Dzisiaj dodaję tylko szybko bilans. Dzień był raczej niezbyt produktywny. 

Jedyne z czego jestem dzisiaj dumna to zakup kalendarza. Tym bardziej, że zapłaciłam za niego w empiku 25 zł. Zaczęłam już go sobie organizować, aby pomieścił nie tylko rzeczy szkolne, ale też dietowe, motywacyjne itp.

Ma on też miejsce na 3 wyzwania do zrealizowania w danym miesiącu. Myślę już nad  wrześniowymi. Macie może jakieś pomysły? Na pewno aktywność fizyczna. Co do reszty jeszcze nie wiem. 

Bilans:

- Overnight oats z jabłkiem i przyprawą do szarlotki - 230 kcal

- Makaron ciemny z sosem warzywnym- 250

- Trzy małe spring rollsy warzywne z sosem sojowym - 140 kcal

- Mrożone skinny latte- 80 kcal 

- Kawałek ciasta śliwkowego - ?

Bilans: 800 +?


Aktywność fizyczna:

- spacer 2 km

czwartek, 27 sierpnia 2020

#63 Koszmarne myśli

 

Hej kochane !!

Melduję się w końcu w domu !! Oh, nawet nie wiecie jak mi go brakowało. Miałam już dosyć nieznanych miejsc i ludzi. Jestem od razu o wiele spokojniejsza.

Czuję się całkiem dobrze. Powoli przyzwyczajam organizm do moich wrześniowych planów. Jestem dumna z mojego dzisiejszego bilansu, mimo tych lodów na koniec.

Dzisiejszy dzień zleciał mi szybko. Rano trochę poleniuchowałam. Później wzięłam się za sprzątanie i nadrabianie zaległości z matmy.

Aktywności fizycznej póki co brak. Nie chcę,  aby siostra to widziała. Martwię się o nią. Każdego dnia boję się, że ją stracę. Od kiedy wróciłyśmy do Polski, praktycznie nie wstaje z łóżka. Jedyne o czym rozmawia, to to, że chce wrócić do siebie.

Dla tych z was, które nie śledzą każdego mojego posta, chyba muszę coś wyjaśnić. W czerwcu moja siostra próbowała odebrać sobie życie - dwa razy. Cały lipiec była zamknięta na oddziale psychiatrycznym. Zdiagnozowano u niej borderline. Czekamy teraz na jej dzienną terapię.

Zaczynam wątpić w to, że jej się poprawi. Boję się o czymkolwiek z nią rozmawiać, bo każde moje słowo może wpłynąć na jej stan.

Dręczy mnie jedna myśl. Od dwóch miesięcy jest dokładnie taka sama. Przychodzę do domu i ją znajduję. Znowu ja, tak jak za drugim razem. Widzę opakowanie po lekach. Znowu zaczyna się nasz wspólny koszmar. Widzę ją, ale nie potrafię nic zrobić. Dostaję takiego ataku histerii, że nie potrafię jej pomóc. A ona umiera na moich oczach. Tym razem ostatecznie.

Przepraszam was za pesymistyczny nastrój. Z drugiej strony to mój blog, na którym mam wyrażać moje emocje.

Jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Ta sytuacja strasznie dużo mnie kosztuje. Jedzenie jest jedyną rzeczą, która pozwala mi oderwać myśli. Myślę, liczę, planuję..

Postaram się odzywać regularnie. Jesteście jedyną odskocznią od moich problemów. Trzymajcie się ciepło kochane <3


Bilans:

- Jogurt z płatkami orkiszowymi i bananem, kostka czekolady - 290 kcal

- Flądra pieczona w piekarniku w ziołach, gotowane ziemniaki na parze z bobem i groszkiem, ogórek małosolny- 270 kcal

- Sałatka, pół kromki chleba - 130 kcal

- Lody czekoladowe 75 g - 180 kcal

Bilans: 870 kcal

Aktywność fizyczna: brak 


sobota, 22 sierpnia 2020

#62 Zmiana planów

 

Do Polski wracam już jutro. Miało to nastąpić 29, ale boimy się, że nie udałoby nam się wrócić. Są plany zamknięcia naszej granicy, nawet dla przyjeżdżających polskich obywateli. Nie mogłyśmy ryzykować i dlatego będę wcześniej w domu.

Ludzie tak rzucili się na bilety, że jedyne które były dostępne, kosztowały średnio ponad 250 euro za osobę.. Ostatecznie więc lecę do Czech i dostaje się do Polski pociągiem przez granicę. Będzie zabawnie..

Szkoda mi tych paru dni wyjazdu. Tym bardziej, że miałyśmy już plany i dokładnie wiem co straciłam. Niestety nie da się nic zrobić. Albo to, albo możliwe utknięcie w Hiszpanii na czas nieokreślony.

Wracam do pisania postów. Na wyjeździe nie widziałam sensu pisania, ale ten czas już dobiegł końca. Byłam z wami na waszych blogach, ale jakoś brakło mi sił do komentowania. Wiem, że komentarze sa bardzo ważne, ale po prostu nie potrafiłam.


Jakieś plany na najbliższy czas? 

1. Ograniczenie jedzenia na wieczór. To,  że je się tak w Hiszpanii, nie znaczy że w domu też ma tak być!!

2. Pilnowanie się. Przez jakiś czas będzie mieszkała u nas moja siostra. Ma się mną nie martwić i w końcu pójść na terapię. Ma ją mieć na oddziale dziennym przez przynajmniej 3 miesiące. Cieszę się, ale jest możliwe, że będzie musiała przerwać na rok studia. Już i tak zaczęła je późno.. Ale najważniejsze jest jej zdrowie.

3. Stworzyć konkretny plan treningowy. Myślę nad ćwiczeniami z Moniką Kołakowską. Trwają max 40 minut i naprawdę się przy nich męczę. Zamierzam skończyć ćwiczenia z 30 dniowego wyzwania i zacząć wyzwanie 90 dniowe. Nie mówię, że wrócę do nich od razu. Dam sobie czas do września. Na wyjeździe troszkę ćwiczyłam, ale i tak wydajność na pewno mi spadła. Pomyślę jeszcze nad rowerkiem stacjonarnym. Rzeźbi w końcu uda, na których najbardziej mi zależy.

4. Nauczyć się efektywnej nauki i planować sobie czas. Na ten rok szkolny muszę sobie kupić kalendarzo-notatnik. Planuję mieć tam rzeczy szkolne, dietowe i motywacyjne. Może ostatecznie to będą dwa notatniki? Jeszcze nie wiem..

5. Spędzać aktywnie czas wolny. Zamierzam wykorzystać resztę wakacji na spotkanie się z przyjaciółmi i ogarnięcie spraw szkolnych. Nie chce marnować czasu na gnicie przed telewizorem czy telefonem. Lepiej jest przynajmniej poczytać lub przynajmniej oglądać telewizję na rowerku.

6. Zająć się moim układem pokarmowym, z którym nie wiadomo co się dzieje. Mam problemy z wypróżnianiem, które potrafią się nagle przemienić w biegunki. Często boli mnie brzuch, mam skręty jelit. Czuję się jak bańka. Nikt nie wie o co może chodzić. Jem zdrowo i dosyć zróżnicowanie. Nic nie ma prawa sprawiać mi aż takich problemów. W końcu mama się tym przejęła i zamierza coś z tym zrobić, o ile koronka nam pozwoli na jakieś wizyty. Nie mamy żadnego punktu oparcia. Nietoletancje pokarmowe? Gluten? Zespoł jelita drażliwego ? Pasożyt? Może być, ale niech mi przynajmniej coś wykryją...

7. Zadbać o swoją słabą psychikę. Zgłosić się do psychologa szkolnego, który czeka na mnie od połowy lutego. Może w końcu ktoś się przejmie też moim stanem psychicznych? Odkryje, że co najmniej od dwóch lat ( moim zdaniem) cierpię na depresję?  Kto wie, może w końcu wyjdzie na jaw, że nie jestem przeciwieństwem siostry i nie jestem idealna?


Trochę boję się co zastanę w domu na wadze i w wymiarach. W lipcu było źle, w sierpniu trochę lepiej i nie wiem co z tego wyniknie. Panikuję... Zjadłam wczoraj trochę wołowiny i tłustych zapiekanych ziemniakow. Przepłaciłam to ryczeniem z bólu i ogromnymi wzdęciami. Jestem jak nabrzmiały balon i strasznie boję się tej wagi.

Chce tylko powiedzieć, że cokolwiek pokaże, nie załamię się. 

Mam swój cel. Jego osiągnięcie zajmie mi tylko trochę więcej czasu.



wtorek, 11 sierpnia 2020

#61 Hiszpania

 

11.08.

Dawno się nie odzywałam.
Piszę do was z Hiszpanii, do której w końcu udało mi się pojechać. Dodatkowo dzisiaj dojechała do nas moja rodzinka.
Łącznie jest nas siódemka: moja przyjaciółka, jej siostra i mamą, moja siostra, mama no i ja.

Moje lekkie odpuszczenie w wakacje, zmieniło się . Boję się napadów kompulsywnego objadania. Zamiast unikać jedzenia, strasznie mnie do niego ciągnie.

W tym momencie zostałam sama w domu, i jedyne o czymś myślę to to, że mogę się rzucić na lodówkę. W końcu i tak nikt nie zauważy.
Staram się trzymać. Wzięłam pół malutkiego jabłka z lodówki i na tym koniec. Przynajmniej mam nadzieję.

Psychicznie jest też źle. Martwię się o siostrę, o siebie, o przyjaciółkę. Wie trochę o moim jedzeniu i o tym że przestałam miesiączkować. Zaczęła jeść mniej. Chyba przeze mnie wpadnie w to gówno. A jest taka idealna..
Czuję ogromny ból i smutek. Może powinnam czuć jakąś rywalizację?  Nie wiem, to jest chore..

Jestem tłusta.
 Omijam lustra, inaczej potrafię się popłakać.



niedziela, 26 lipca 2020

#60 Belgia



26.07.
Witajcie kochane. Za nami już niemal połowa wakacji.
Piszę tylko, aby powiedzieć że wciąż z wami jestem. Nie mam po co wstawiać codziennych postów. Nie mam kontroli nas tym co jem i co będę jeść. Musiałabym też szacować to bez wagi czy chociaż jakiegoś odmierzania.

Na razie jestem w Belgii. Moja blokada językową wcale nie zmalała od pierwszego dnia. Nie wiadomo też czy zostanę tutaj przez całe wakacje. Póki co granica hiszpańska jest zamknięta.
Czuję się tu strasznie źle. Wiem, że zupełnie nie doceniam tego co mam. Przyjaciółka zabrała mnie do swojej rodziny, poznaję nowy kraj i nową dla mnie kulturę.
Mimo wszystko wolałabym być w domu. Czuje się otoczona, cały czas się boję. Najchętniej jak tylko jestem z ludźmi, usiadłabym w kącie, krzycząc i płacząc jednocześnie.  Miewam wciąż moje ataki histerii/paniki czy jakby to tam nazwać. Naprawde chcę już być w domu, chociaż tam dużo się nie zmieni. Z siostrą, z którą wcale nie jest lepiej i z mamą którą trzeba wspierać z tym wszystkim.

Także wciąż tu jestem. Może nie w 100 %, ale na tyle na ile mogę.

niedziela, 19 lipca 2020

#59 Lot


18.07.
Lot minął mi na szczęście szybko, ale zdecydowanie nie był przyjemny. Chyba moje uszy nigdy do nich nie przywykną...
Podziwiałam dzisiaj cudowne morze północne.  Przez odpływ tworzy się tam ogromny brzeg z małymi jeziorkami. Wszędzie było pełno muszelek, które w przeciwieństwie do Bałtyku, nie były jakimiś pokruszonymi resztkami. Piasek ułożony przez wiatr, a przed nim śliczne wydmy. Dopiero teraz rozumiem moją przyjaciółkę, która nienawidzi polskiego morza. Mając takie porównanie, zupełnie mnie to nie dziwi.
Dietowo też nie było najgorzej. Nic nie liczyłam, ale myślę, że jest wszystko w granicach normy. Zjadłam co prawda trzy duże kawałki czekolady, ale była to ulubiona czekolada przyjaciółki z Belgii, więc nie powinno być to dziwne. Mam nadzieję, że pamiętacie moją ogromną miłość do słodkiego  <3. Tak wiem, kiepska wymówka, ale zawsze jakaś.
Dziadkowie koleżanki okazali się milsi, niż się spodziewałam. Nie cisną mnie bardzo o ten francuski. Dają mi chyba chwilę, abym się zaklimatyzowała i otworzyła. Mimo to, przez moją blokadę językową każde słowo, które muszę wypowiedzieć, równa się jedną wielką katastrofą mojego komfortu osobistego i upadkiem jakiegokolwiek poczucia własnej wartości.

piątek, 17 lipca 2020

#58 Mała zmiana planów


Zaskoczę was, ale jeszcze jestem w Polsce. Mój lot został odwołany i musiałyśmy na szybko szukać jakiegokolwiek innego. Ostatecznie wylatuję jutro z samego rana.
Tak więc jeszcze żyję <3

Miałam więc jeszcze dwa dodatkowe dni. Wczoraj udało mi się zrobić 40 minutową tabatę z wyzwania Kołakowskiej, którego cały czas nie dokończyłam. Widziałam się też z przyjaciółką i troszkę poszalałam z jedzeniem. Na szczęście był trening i do niego jeszcze dwie godziny chodzenia, więc powiedzmy, że - 600 kcal.

Dzisiaj bilans jest ładniejszy. Tylko, ze wszystkie posiłki były na słodko...
W końcu się wyspałam. Spałam do 10, a u mnie jest to niezły wyczyn. Oglądałam serial, dopakowałam walizkę i tak zleciał cały dzień.

Przed wczorajszym pójściem spać zrobiłam sobie overnight oatsy. Próbowałyście kiedyś?
Ok 300 kcal, a są naprawdę pożywne. W smaku niemal dorównują moim ukochanym owsiankom.
Jeśli interesują Was dokładne proporcje: jeden skyr naturalny, ok. 40 ml mleka sojowego waniliowego ( może być jakiekolwiek, ale wtedy polecam dodać ekstrakt z wanilii), pół posiekanego jabłka, 30 g płatków, u mnie pomieszane owsiane z orkiszowymi i łyżeczka przyprawy do szarlotki. To ona robi tu całą robotę i to dzięki niej wszystko smakuje jak szarlotka <3.
Wstawiamy to na noc do lodówki. Kiedy my sobie śpimy, nasze śniadanko się robi.
Wyszły cudowne <3

Bilans -16.07.
- Ciepła woda z cytryną, kurkumą i imbirem -25 kcal
-Owsianka bananowo-jabłkowa z cynamonem- 330 kcal


- Zupa tajska z kurczakiem - 560 kcal



- Jedzenie na mieście- 1000 kcal
- Czekolada - 40 kcal
Bilans: 1955 kcal

Bilans- 17.07.
- Jogurt, dwa daktyle, arbuz - 300 kcal
- Overnight oats szarlotkowe - 320 kcal
- Pieczony banan z czekoladą, ciastko - 310 kcal
- Ciasto z rabarbarem, ciastko- 380 kcal
Bilans: 1310 kcal


środa, 15 lipca 2020

#57 Przygotowania do wyjazdu


Ostatnie dni spędziłam na pakowaniu się i tym podobnych rzeczach. Nie będzie mnie w Polsce prawdopodobnie do końca wakacji, a bede miala ze sobą tylko kabinówkę i bagaż podręczny. Więc było to nie lada wyzwaniem.
Próbowałam sobie też przypomnieć trochę francuskiego. Uczyłam się niby przez 6 lat, ale dużo rzeczy nie pamiętam. Mam tylko nadzieję, że dam sobie radę, bo mam ogromną barierę językową. Przynajmniej nie będę tam sama tylko z przyjaciółką, która po francusku mówi biegle.

Wczoraj widziałam się z przyjacielem. Pogadaliśmy, sporo pochodziliśmy i było bardzo miło.
Napisały też do mnie dwie koleżanki, które chciały się ze mną zobaczyć. Strasznie mnie to zaskoczyło, ale to w sumie bardzo miłe. Niestety musiałam obu odmówić, aż mi było głupio. Nic nie poradzę na to, że mam już plany. A przynajmniej próbuję to sobie wmówić. Jak zwykle przejmuję się innymi i jak zwykle za bardzo.

Dietowo jest słabo. Żyje na podejściu: jak na wyjeździe będę dużo jeść, to równie dobrze mogę zacząć teraz. Nie są to jakieś skrajności, ale i tak jest tego dużo.
Zajadam stres, nudę, lęk i wszystko co sobie wymyślę.
Włączył mi się tryb jedzenia "byle czego byle zjeść ". Ograniczałam długo niektóre produkty i teraz po prostu rzucam się na nie. I tym sposobem mam ochotę na czekoladę, ciastka, tosty i ogórki małosolne jednocześnie..

Psychicznie jest bardzo słabo. Sytuacja rodzinna mnie wykańcza. Wokół mnie dzieje się po prostu za dużo.
Dodatkowo dochodzą wyrzuty sumienia po "normalnym" jedzeniu. Jednak po wakacjach będzie więcej niż + 1,5 kg..

Będę stawiać na aktywność fizyczną i chyba liczyć na cud. Nie mówię, że będę się specjalnie rzucać na jedzenie. Jadę po prostu do dziadków mojej przyjaciółki. Więc będę u kochającej gotować babci, mówiącej tylko po francusku. Rozumiecie już teraz mam nadzieję <3.

Jutro mnie czeka lot samolotem, czyli kolejna przerażająca sprawa. Trzymajcie kciuki, żebym przeżyła.

Odezwę się jakoś. Buziaki i przynajmniej wy trzymajcie się chudo <3
Ja ruszam pełną parą jak wrócę haha



niedziela, 12 lipca 2020

#56 Masakryczne plany na wakacje


Moja siostra dalej pozostaje w szpitalu. Po wyjściu będzie miała zapewnioną dzienną terapię, na którą póki co niezbyt chce się zgodzić.  Probujemy z mama z nią rozmawiać, ale brak odwiedzin jest dużą przeszkodą.

Z dietą wrócę dopiero od września. Wróciłam z Mazur, gdzie była z tym masakra. W czwartek lecę za granicę z przyjaciółką do jej dziadków. Tam też jedzenie mało nie będzie raczej możliwe. Przed wakacjami ważyłam ok 53,5 kg. Zakładam, że po nich wrócę do 55. Moje wzloty i upadki z pięciu miesięcy nie będą miały znaczenia. Już czuje się jak wielki klops. Nie staję na wadze, bo moje problemy z jelitami osiągnęły apogeum. W życiu nie było aż tak źle.

Nie wiem czy do końca wakacji będę coś pisać. Nie wiem czy będę miała tak warunki do tego. Tym bardziej, że raczej nie będą was interesować moje obżarstwa na wakacjach.

Trzymam za Was wszystkie kciuki. Abyście nie skończyły jak ja. We wrześniu zacznę wszystko od początku. W końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo.


czwartek, 2 lipca 2020

#55 Będzie lepiej


Psychiatra mojej siostry postanowiła umieścić ja w ośrodku zamkniętym. Cieszę się, bo wiem, że jest jej to potrzebne. Jedynym minusem jest to, że nie można jej odwiedzać. Tylko raz w tygodniu podrzucić jej rzeczy. Pozostają nam tylko telefony,  dzięki Bogu, że je mamy.

Ten post będzie zdecydowanie krótki. Jestem jeszcze na Mazurach półtora tygodnia. Dopiero teraz, kiedy wiem,  że nic się jej nie stanie, mogę próbować odpocząć.

Z dietą jest różnie. Na pewno nie dobijam do 2000, ale i tak jest tego sporo. Trochę się tu uwzięli na moje jedzenie.

Jeszcze jakoś się do was odezwę. Bardzo dziękuję wam za wsparcie. Super czytało się wasze słowa. Trzymajcie się kochane <3

niedziela, 28 czerwca 2020

#54 Kiedy myślisz, że nie może być gorzej


Hej kochane. Nawet nie wiem co mam wam powiedzieć. Ostatnio dzieje się u mnie za dużo. Wszystko mnie przerasta, a głowa mnie boli tak, że ledwo mogę myśleć. Mam chyba od początku czerwca nawrót moich migren dziecięcych. Były straszne. Cały dzień ledwo wstawałam z łóżka, i do tego często dochodziły wymioty. Mam nadzieję, że przynajmniej ich nie będzie.

Moja siostra miała dzisiaj znowu próbę samobójczą. Drugą w ciągu tygodnia.
 Byłam z nią i z jej (prawie) chłopakiem i trochę popiliśmy. W pewnym momencie rozkleiła nam się i mówiła dlaczego nie chce już żyć. Próbowaliśmy z nią na spokojnie porozmawiać, ale była w strasznym stanie. Dopiero wtedy zobaczyłam jak jest z nią źle.

Położyliśmy ją ,żeby na spokojnie zasnęła. Przed pójściem spać zajrzałam do niej. Zobaczyłam, że coś jest nie tak - gdyby nie to, to znaleźlibyśmy ją dopiero rano. Po 4 była u nas karetka i zabrali ją do szpitala.

Nie wiem co mam czuć. Pierwszy raz bardziej to przeżywałam. Myślę, że po prostu coś wewnętrznie przeczuwałam. W końcu jednak ją znam. Widziałam fałszywość w jej zapewnieniach i obietnicach terapii.

Jest po prostu źle. Ze mną, z dietą i chyba ze wszystkim. Wydarzyło się coś jeszcze, ale nie chcę o tym nikomu mówić. Tylko mnie to psychicznie dobiło i zmieniło.

Jutro wyjeżdżam na Mazury. Nawet ku#wa nie wiem czy zostanę siostrę kiedy wrócę.
Ile bym dała żeby z nią tu zostać.
Przede mną kolejna ciężka noc. Tym razem może chociaż prześpię więcej niż 3 godziny.


Życie jest jednym, wielkim popie#dolonym chaosem.

czwartek, 25 czerwca 2020

#53 Plany na wakacje


Hej kochane. Piszę do was po takim długim  czasie, ale potrzebowałam trochę się od wszystkiego oderwać.

Dziękuję wam za ogromne wsparcie pod ostatnim postem. Naprawdę dużo mi dało. Myślałam tak sobie, że mam was <3

Udało mi się trochę uspokoić. Jutro zakończenie roku i w końcu koniec męki z lekcjami online. Ostatnio dietowo nie było fenomenalnie. Całkiem było zdrowo, ale po prostu za dużo.
Przede mną ciężkie wakacje. Dla każdego byłyby to wakacje życia, no ale nie dla mnie. W całości spędzę je z przyjaciółką i w ogóle nie będę w domu. Wszystko było ustalane beze mnie i nawet nie miałam jak zbytnio się wypowiedzieć.

Wiem,  że powinnam bardzo to doceniać. Dzięki nim ( przyjaciółce i jej mamie) spędzę czas za granicą, pozwiedzam i poodpoczywam. Przeraża mnie po prostu to, że będę u jakiejś jej rodziny i będę zmuszona do gadania po francusku, o którym już nic nie pamiętam. Czeka mnie zupełny brak samotnego czasu. Nawet super zorganizowane wyjazdy, mogą być dla takiej osoby jak ja koszmarem.
Myślałam też, że odwiedzę dziadków z którymi bardzo rzadko się widuję. Zobaczę ich pewnie dopiero w Boże Narodzenie.. bo w te wakacje będę miała może ze 3 dni wolne...

Naprawdę wiem, że nie doceniam. Jestem w 100% tego świadoma. Po prostu zbiera mi się na atak paniki, myśląc o tym że spędzę całe wakacje u obcych ludzi, z obcym językiem i nie wiadomo gdzie. Dla mnie dwa miesiące gapienia się w okno i siedzenia w pokoju, były cudowną perspektywą...

W poniedziałek wyjeżdżam na Mazury. Mówię od razu, że nie wiem czy w wakacje będę się odzywać. Postaram się, ale zobaczymy.
Później jedziemy do Belgii, gdzie jesteśmy praktycznie miesiąc. Potem dojeżdżają do nas nasze mamy i jedziemy samochodem do Hiszpanii. Nie wiem czy śmiać się czy płakać..
Tak się tego wszystkiego boję.. Przeraża mnie wizja samolotu, moich żałosnych prób gadania po francusku, nowości, żarcia na potęgę..

Moja psychika się po prostu stacza. Myśli tylko wirują w koło i zlewają się ze sobą. Z resztą bardzo widać to po tym poście. Ostatnio za dużo u mnie wszystkiego. Sorki za moje zanudzania <3

Trzymajcie się cieplutko

sobota, 20 czerwca 2020

#52 Strach, smutek, ból i żal


Życie potrafi dać w kość. W jednej chwili wszystko potrafi runąć. Wewnętrzny pokój, melancholia zmieniła się w strach i panikę.

Co się stało?  Prawie straciłam siostrę. Dalej to do mnie nie dociera. Pierwszy raz spotkała chłopaka, z którym jej się układało. Poczuła się w końcu kochana i niewykorzystywana.
Musiała jednak wszystko zepsuć, a on odrzucił ją po tym. Ona tego nie wytrzymała i wzięła całe pudełko psychotropów. Gdyby po tym nie zadzwoniła do mamy, to już by jej nie było.

Nie chcę opisywać wszystkiego ze szczegółami, bo jednak chce uszanować prywatność siostry.
Zawsze miała ciężko. Niezdiagnozowana depresja, samookaleczanie, anoreksja i w związku z nią pobyt na oddziale psychiatrycznym dla młodzieży. Byłam z niej taka dumna, że mimo to dała radę żyć samodzielnie. Jednak jak widać każdy ma swoje demony. Myślałam, że przez branie leków, daje sobie radę. Nie mogę sobie wybaczyć jak bardzo się myliłam.

Na szczęście nie ma żadnych powikłań. Jest już z nami <3. Widząc to wszystko, powiedziałam sobie, że bez znaczenia jak źle będzie ze mną, nigdy nie zrobię czegoś takiego rodzinie. Nie pozwolę mojej mamie aż tak cierpieć. Tak więc myślom samobójczym staram się mówić do widzenia.

Kochane, proszę Was doceniajcie ludzi dookoła siebie. Nawet jak nie zawsze są dla was idealni. Odezwę się jutro <3 Na szczęście już mi lepiej

czwartek, 18 czerwca 2020

#51 Spacerki nie znaczą bycia fit..


Wczoraj byłam z przyjaciółką na wypadzie po lumpeksach. Liczyłam na to, że znajdę cokolwiek na tyłek, ale niestety. Zostaje mi dalej chodzić w legginsach, bo nie mam dosłownie ani jednej pary dobrych spodni. Wynalazłam za to kilka bluzek i to w całkiem dobrych cenach. Do tego łącznie ponad godzinny spacer, więc przynajmniej było trochę aktywności.

Pierwszy raz jadłam lody m&m's z żabki. Tak wiem.. tłuszcz z tłuszczem i węglowodanami. No ale to m&m'sy.... kalorycznie nie wypadają aż tak tragicznie :197 ( porównując do magnumów, a nie do 75 kcal big milka:) ).
Jak je lubicie, to musicie się koniecznie skusić. Jedyne co może was odstraszyć to cena-6 zł. Wiem, że strasznie dużo..


Dzisiaj zaliczyłam jeszcze dłuższy spacer, bo spotkałam się z moim przyjacielem. Według Samsung health zaliczone prawie 10 km. Całkiem ładnie..
Ale za to - tutaj informacja dla mocnych nerwów. Zjadłam Mcflurry, wegeburgera z northfisha i troszkę frytek. Moje dieta poszła dzisiaj hen daleko.

Rano, żeby było śmieszniej zrobiłam fit tiramisu ze skyra. Chyba mi dzisiaj nie pomoże haha. Jak na małe kalorie, wyszedł całkiem dobry. Mam drugą porcję na jutro <3

Dzień był super pod względem psychicznym. Zawsze mi jakoś lepiej jak się z nim spotykam. Trochę się odstawiłam, ale jakoś tego potrzebowałam.


Bilans 17.06.:
- Overnight oats z wanilią, bananem i truskawkami - 340 kcal
- Kanapka z masłem orzechowym pomieszane z jogurtem, truskawki - 2000 kcal


- Zapiekanka rybna i pomidory z oliwkami z pudełkowej diety mamy ~ 240 kcal


- Lód m&m's, czereśnie - 270 kcal
- Łyżeczka masła migdałowego, chrupki, figa suszona- 150 kcal
Bilans: ~1200 kcal


Bilans 18.06.:
- Owsianka kakaowa z nektarynką i bananem  - 285 kcal

- Fit tiramisu, dwie truskawki, morelka - 195 kcal

- Kurczak w sosie słodko-kwaśnym, ryż z groszkiem z pudełkowej diety mamy, sałatka warzywna ~ 320 kcal


- Mcflurry bounty ~ 420 kcal
- Pikantny wegeburger, trochę frytek- 660 kcal
- Połowa ogórka zielonego- 15 kcal
Bilans: 1895 kcal


wtorek, 16 czerwca 2020

#50 Okrągłe 50 !!


Dziękuję wam za wsparcie pod ostatnim postem. Naprawdę jesteście kochane <3

Poprzedni tydzień był tragiczny, ale teraz jest lepiej. Przyszła nam do domu zamówiona waga xiaomi. Muszę poczytać instrukcję, zainstalować aplikację na telefon i zobaczymy jak się będzie sprawdzać. Trochę się podłamałam, bo pokazała mi 53,7, czyli z kilogram więcej.  Niestety jedzenie w poprzednim tygodniu dało o sobie znać.

Od początku tygodnia idzie mi całkiem dobrze. Bilanse planuje w granicach 1400. Jedyne postanowienie to koniecznie muszę powrócić do ćwiczeń. Był taki czas, że robiłam coś codziennie i bardzo chcę do tego wrócić.

Mama wróciła w niedzielę z żagli i przywiozła mi świeżo wędzonego pstrąga. Mega się ucieszyłam, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam rybę. Jest po prostu przepyszna <3
Z takich rzeczy kulinarnych, to wczoraj po raz pierwszy jadłam owsiankę na słono. Powiem wam, że pozytywnie mnie zaskoczyła. Wstawiam wam zdjęcie.

Owsianka na mleku z pomidorem, papryką, selerem, kurczakiem wędzonym i przyprawami curry


Nie podlinkuję wam żadnej stronki, bo robiłam tak sobie z głowy. W każdym razie sprawdzą się tam raczej wszystkie warzywa. Smak zawdzięczam kurkumę, curry i chili <3. Naprawdę polecam jeśli tak jak ja kochacie owsianki. Mimo to, zostanę raczej przy słodkich wersjach.

Przypomniałam sobie jeszcze jedną sprawę. Dostałam jeden komentarz w sprawie brownie z kaszy jaglanej. Jadłam to u koleżanki i to ona je robiła. Nie mam pewności skąd brała przepis. Popytałam trochę z czego robiła i prawdopodobnie jest z tej stronki. Na wierzch nie dawała orzechów, tylko maliny. Było po prostu cudowne i jako wielki miłośnik czekolady na pewno będę próbować je odtworzyć.


Bilans- 15.06.:
- Wytrawna owsianka curry- 290 kcal
- Ogórek - 20 kcal
- Małe jabłko, czekolada- 190 kcal
- Zapiekanka warzywna- 480 kcal
- Pstrąg wędzony, kromka chleba żytniego, ogórek małosolny- 390 kcal
Bilans: 1370 kcal

Dzisiejszy bilans wstawię wieczorkiem.
Trzymajcie się cieplutko <3

EDIT:
Bilans dzisiejszy:
- Jogurt z granolą i nektarynką - 250 kcal
- Łyżeczka masła orzechowego, ogórek, truskawki - 115 kcal

- Zapiekanka warzywna- 480 kcal



- Gołąbki z diety pudełkowej mamy- 350 kcal

Wiem, że wyglądają koszmarnie, ale były pyszne <3

- Magnum salted caramel- 235 kcal


Bilans: 1430 kcal




piątek, 12 czerwca 2020

#49



Od środy jestem u siostry z przyjaciółką. Czas płynie mi jakoś strasznie szybko. Z dietą jest raz lepiej, raz gorzej.
Wczoraj zjadłam ponad 2000, ale za to dzisiaj jest dobrze.

Nie pisze do Was z powodu nastroju. Cały czas porównuje się do mojej przyjaciółki. Czemu ona wygląda tak idealnie ? Nie ma wielkich ud, ma piękne nogi bez żadnych rozstępów czy cellulitu, gładką cerę, no jest po prostu cudowna.
A ja ? Czuje się wiecie jak. Jak jeden wielki klops. Jak jakaś wielka, przelewająca się masa. 

Trzymajcie się kochane. Jakoś się odezwę.
Buziaki <3

poniedziałek, 8 czerwca 2020

#48 U przyjaciółki


Piszę do Was dzisiaj szybciutko.
Spędziłam dzisiaj cały dzień u przyjaciółki. Pogadałyśmy, pograłyśmy w scrabble i zaliczyłyśmy ponad godzinny spacer.
Trochę się martwi o mnie, to nawet urocze <3

Bilans jest dzisiaj bardzo na oko. Zaskakująco dobrze poszło - 2 posiłki i ciasto.
- Jaglanka na mleku roślinnym z migdałami i malinami- 320 kcal
- Brownie z kaszy jaglanej - ? ~ 300 kcal
- Sznycel z indyka, kasza, mizeria- 560 kcal
- Sok tłoczony jabłko gruszka- 150 kcal
Bilans: 1330 kcal

sobota, 6 czerwca 2020

#47 Nie ma tu miejsca na tytuł


Dzisiaj byłam na działce przyjaciółki. Troszkę było tam ludzi. Nie miałam żadnego miejsca, aby uspokajać się w samotności. Wyjątkowo ataki paniki były naprawdę leciutkie.
Zrobiłam dla siebie i mojej wege przyjaciółki kotlety do burgerów z czerwonej fasoli. Do tego mama upiekła domowe bułki i naprawdę wyszło super.


Jak wróciłam, poczytałam wasze blogi. Nie mogę znaleźć po prostu siły by coś wam napisać. Wiem ile dają komentarze, ale jakoś nie potrafię. Chce tylko powiedzieć, że jestem z wami <3

Nie wiem czy dzisiaj zasnę. Postanowiłam, że dzisiaj nie będę liczyć kalorii. Po prostu w miarę się pilnowałam i to tyle. 
Ale teraz zżera to mnie od środka. No a głowa tylko zaczyna od nowa : na śniadanie owsianka czyli 275, trochę sałaty i pomidorek 10, kotlet z burgera 145, warzywa ...

Po prostu zamknij się, zamknij się, zamknij się. Czuje się jakbym za chwilę miała wybuchnąć. Mam taki natłok myśli... nie potrafię myśleć o niczym innym. Tylko te liczby, liczby...
Czy to one mają decydować o moim szczęściu?  Chyba kurna tak .. 
Wszystko we mnie krzyczy. Jak ja mogłam dopuścić do takiego braku kontroli? 
Przeraża mnie to. Na dodatek jutro jadę do ojca, a wieczorem podwozi mnie poza miasto do koleżanki. Będę tam do wtorku. Znowu czekają mnie dni, bez kontroli. Mogłam się na to nie zgadzać..

Co mnie przeraża jeszcze bardziej ? Pierwszy raz nie dostałam okresu. Zawsze miałam trochę nieregularny, ale ostatni zaczął mi się 2 maja. Wiem, że to zły znak.

 Organizm woła o pomoc, moja głowa błaga o pomoc. Ja też błagam o pomoc.
Ale co z tego jak na wadze z dupy 54 kg ? Hormony, woda, szok organizmu ? A może nic z tego ? Jestem po prostu grubą świnią, która zżarła za dużo?
 Brak miesiączki jest ostrzeżeniem. Niestety jej brak nie zmienia faktu, że świnia dalej jest pasztetem.

Przepraszam za tyle nienawiści. Po prostu tak jest kiedy jestem tak przepełniona lękiem. Nie wiem, czy do wtorku będę się odzywać. Nie lubię pisać postów na szybko, w obawie że ktoś zobaczy co robię. Tak więc dobrego tygodnia.

Przynajmniej wy trzymajcie się chudo 🦋


czwartek, 4 czerwca 2020

#46 Pierwsze dni czerwca



Bilans - 02.06.
-Owsianka ala ciasto marchewkowe- 250 kcal


- Gulasz z diety mamy- 230 kcal
- Jajko z milki - 205 kcal
- Pomidorki- 20 kcal
- Kisiel, lindorek- 305 kcal
Bilans: 1010 kcal


Bilans - 03.06.
- Pudding chia z truskawkami- 245 kcal
- Truskawki, kawałek arbuza, ciacho- 300 kcal
- Makaron z krewetkami i pomidorkami- 405
- Kasza jaglana z warzywami curry- 280 kcal


Bilans: 1230 kcal


Hej kochane !! Macie bilanse z pierwszych dni czerwca. Muszę się w końcu ogarnąć i wrócić do codziennych wpisów. I to koniecznie <3

Ze wtorku na środę byłam u koleżanki. Jak zwykle ogarnęłam nam paznokcie. Myślałam, że będę się tam męczyć i będę chciała wrócić do domu jak najszybciej. Jednak było naprawdę w porządku. ( mimo że do bilansu wkradło się sporo słodkiego). Możliwe,  że w rzeczywistości były trochę większe, bo są jeszcze bardziej na oko niż zwykle. Najważniejsze, że są jak na mnie całkiem niskie <3.

Piszę do Was siedząc na włoskim. Muszę do niego trochę usiąść bo za bardzo go ostatnio olewam.

 W czasie przerwy między lekcjami byłam z kotem u weterynarza. Jak się domyślacie nie był zbyt zachwycony. Tym bardziej, że szliśmy na pobieranie krwi.. Mimo że go trzymałam, za bardzo się ruszył i był mały Armagedon..
Biedaczkowi strasznie ta krew leciała. Oczywiście musieliśmy trafić na niezbyt lubianą przeze mnie Panią, która całą winę zwaliła na mnie.
Mogłam przebłagać mamę żeby to ona z nim poszła. Bo jak się to skończyło? Zestresowałam się, popatrzyłam na tą zakrwawioną łapę i końcowo trzeba było bardziej mnie ratować niż kota..
Myślałam, że reaguję tak tylko jak to mi krew jest pobierana, ale jednak nie. Ale dobra, nie zemdlałam, ale naprawdę za dobrze nie było.
Ledwe trzymanie się na nogach, pulsująca głowa i plamy przed oczami.

Trochę tam posiedziałam,  posłuchałam wykładu o buzujących hormonach młodego organizmu i jakoś trafiłam do domu.
Od razu wypiłam szklankę wody, zjadłam kostkę czekolady i było już lepiej.
Miałam dzisiaj poćwiczyć, ale odpuszczę sobie, bo dalej nie czuję się najlepiej.

Na poprawę humoru, zrobiłam sobie do kawy czekoladowego mug cake z mikrofalówki.

Może nie wygląda najlepiej, ale był naprawdę dobry. Do niego jeszcze zjadłam jabłko z cynamonem, żeby dostarczyć jeszcze trochę cukru <3

Wieczorem na śniadanie, zrobiłam sobie jogurt grecki z płatkami owsianymi, mrożonymi malinami i kiwi. Też wygląda niezbyt apetycznie, ale liczy się smak <3. Robiłam dzień przed, żeby płatki trochę zmiękły.


Ale mi jakoś długo post wyszedł... Do dzisiejszego bilansu wstawiłam na razie śniadanie, drugie śniadanie i planowany obiad. Jak coś dojdzie wieczorem, to dopiszę.

Trzymajcie się kochane!!

Bilans - 04.06.
- Jogurt z płatkami owsianymi, malinami mrożonymi i kiwi- 380 kcal
- Kostka czekolady- 20 kcal
- Mug cake, jabłko - 295 kcal
- Bowl ze szpinakiem i kaszą jaglaną- 310kcal
Bilans: 1005 kcal


EDIT: Ostatecznie na obiad zrobiłam kaszę jaglaną z pomidorem, a do tego podsmażony szpinak z suszonymi pomidorami i czosnkiem.
Kaloryczność mniejsza o 10, czyli bilans na dzisiaj: 995 kcal


poniedziałek, 1 czerwca 2020

#45 Hi June!!


Nie mogę uwierzyć, że jestem od 2,5 miesiąca w domu. Nie wiadomo kiedy, zrobiło się już prawie lato. Czy tylko ja mam wyrzuty sumienia, że w sumie to nic nie zrobiłam?

Tak więc witam czerwiec, witaj lato. Jakieś szczególne plany ? Chyba nie tym razem. Po prostu nie odpuszczać.

Wczoraj znowu widziałam się z tatą. Nie przewidziałam, że zaplanował wieczornego grilla. Przynajmniej rano zrobiłam z siostrą trening na uda i pośladki. Zaliczyliśmy też spacer, więc aż tak się nie zadręczam.

Bilans- niedziela:
- Ratatouille, kromka chleba - 340 kcal
- Reese's, owocki- 280 kcal
- Rosół z makaronem- 350 kcal
- Ciasto czekoladowe- 250 kcal
- Ziemniaki z grilla, pół kiełbaski, ogórek kiszony - 460 kcal
Bilans: ~1680 kcal


Natomiast dzisiaj ojoj..
Mama z okazji dnia dziecka zabrała nas do restauracji. I to takiej z krewetkami. Dosłownie- tylko z krewetkami.
To było tak dobre <3.  Zamówiłam krewetki w sosie pomidorowo-maślanym z przyprawami korzennymi i ryżem. Nie brałam jakiś smażonych i na szczęście ten sos nie był taki tłusty. Ale dobra w końcu święto. Zadbałam o to, aby mieć zapas kalorii i do 17 zjadłam ok. 600.


Na śniadanie jak zwykle owsianka <3. Dzisiaj z bananem i masłem orzechowym zmieszanym z jogurtem.


Później zrobiłam sobie dwa naleśniki. Udało mi się zrobić tak mało kaloryczne jak to było możliwe - na dwa naleśniki 2 łyżki mąki orkiszowej, białko jajka, szczypta proszku do pieczenia i 50 ml wody. Podsumowując bez dodatków- 120 kcal. Całkiem ładnie jak na to, że jeden normalny naleśnik to ok. 170 kcal.


Bardzo bilans na oko:
- Owsianka z bananem i masłem orzechowym - 375 kcal
- Naleśnik z jogurtem i szpinakiem, a drugi z powidłami śliwkowymi- 205 kcal
- Ogórek gruntowy - 10 kcal
- Krewetki w stylu indyjskim, ryż, dwie krewetki w tempurze, colesław- 780 kcal
- Lody pistacjowe- 230 kcal
Bilans: ~ 1600 kcal

Raczej więcej niż to 1600, ale nie mam jak tego policzyć <3

sobota, 30 maja 2020

#44 Ratatouille


Wracam do was kochane. Trochę mi to zajęło. Po prostu za każdym razem, gdy tylko chciałam coś napisać w głowie miałam zupełną pustkę.
Tak więc to kolejny z moich powrotów.

Dzisiejszy dzień był całkiem w porządku. Zjadłam niby sporo, ale dużą część tego to były warzywa.
Rano pojechałam z moją siostrą i jej kotką do weterynarza. Miała zdejmowane szwy po sterylizacji. Na szczęście wszystko w porządku, a malutka jest taka szcześliwa, że może chodzić bez tego kaftanika. <3
Reszta dnia zleciała jakoś szybko. Sporo dzisiaj gotowałam. Zebrało nam się dużo warzyw i na początku robiłam szaszłyki, a wieczorem ratatouille. Wyszło naprawdę super. Zdjęcie mam tylko przed włożeniem do piekarnika <3
Potem prezentowało się nieco gorzej haha




Bilans:
- Bagietka czosnkowa, rukola z pomidorkami i octem balsamicznym - 250 kcal
- "Sakiewki" z ciasta francuskiego z suszonymi pomidorami i fetą- 580 kcal
- Szaszłyk - 170 kcal
- Skyr brzoskwiniowy- 125 kcal
- Trochę ratatouille- 100 kcal
Bilans: 1225 kcal

W każdym razie witajcie z powrotem. Idę nadrabiać zaległości <3

sobota, 23 maja 2020

#43 Zapp !!


Wczoraj był zdecydowanie dzień nicnierobienia. Miałam lekcje, poczytałam troszkę i tak zleciał prawie cały dzień. Dopiero wieczorem ruszyłyśmy się z siostrą i posprzątałyśmy całe jej mieszkanie. Na dzisiaj zostało nam tylko odkurzanie.

Dzisiaj trochę lepiej z aktywnością. Kiedy siostra wyszła, zrobiłam 9 dzień wyzwania z Moniką Kołakowską. Okropnie mi kondycja osłabła, myślałem po połowie, że nie dam rady. Ale dobra, wracam do ćwiczeń, bo muszę w końcu skończyć to wyzwanie - dopiero 1/3 za mną.
Poza tym byłyśmy na zakupach w Lidlu. Kupiłyśmy na dzień matki, mamie dużego storczyka. Naprawdę jest śliczny!!
Dałyśmy jej go już dzisiaj ( do 26 nie widziałybyśmy się wszystkie razem we trzy ). Chyba się całkiem ucieszyła. Tym bardziej,  że nie mogła dostać nic słodkiego bo dieta cały czas trwa haha.
Teraz korzysta z innej firmy, poleconej przez koleżankę. Jest tańsza i przy takiej samej kaloryce, jest dużo więcej tego jedzenia. ( mają to po prostu zdecydowanie lepiej rozplanowane). Jedyny minus- brak dowozu w weekendy.

Swoją drogą znalazłam w sklepie zappa !!
To jest taki smak dzieciństwa, że nie mogłam się oprzeć po prostu. Tym bardziej, że ma tylko 85 kcal. Za to daje tyle radości, że stwierdziłam, że jakoś to przeżyję haha

Wróciłam już od siostry do domu. Znowu jutro przychodzi do mnie koleżanka i zostanie do poniedziałku. Niby się cieszę, ale z drugiej strony moja dusza samotnika ostatnio umiera. Z drugiej strony, muszę się powoli przyzwyczajać do ludzi.

Dobra, chyba starczy już na dzisiaj tego pisania. Kiedy indziej będzie czas na filozoficzne myśli.
Do zobaczenia kruszynki 🦋

Bilans:
- Jogurt naturalny z płatkami orkiszowymi, chia, owoce - 375 kcal
- Lód zapp - 85 kcal ( tak, one ciągle istnieją!!)
- Makaron razowy z sosem bolognese- 370 kcal
- Pralinka marcepanowa, pół reese's -150kcal
- Młoda kapusta ~ 150 kcal
- Skyr brzoskwiniowy - 125 kcal
Bilans: 1255 kcal


PS: Na koniec wrzucę wam fragment jedzonka z wczoraj. W końcu jak już je uwieczniłam, to przynajmniej je wstawię haha


Owsianka kakaowa z bananem i kokosem 

Pizza na spodzie z tortilli wieloziarnistej z warzywami <3



czwartek, 21 maja 2020

#42 Cheaty


Hej kochane!
Nie odzywałam się 5 dni, ale czuje się jakby to był jakiś miesiąc. Każda z nas ma jakieś chwilowe odejścia i późniejsze powroty.
Jakiś powód, wymówka? Chyba to, że przez 3 dni byłam z przyjaciółką. W niedzielę byłyśmy u niej, a do wtorku nocowała u mnie. Było naprawdę przyjemnie. Każda miała swoje lekcje, pomagałyśmy sobie w pracach i nadrabiałyśmy Grę o Tron. Oglądamy ją tylko razem, to taka nasza mała tradycja. Trochę wolno nam to idzie, ale niedługo już ją skończymy <3.

Nie miałam żadnej aktywności od mega dawna..  nie wliczam w to jakiegoś krótkiego rozciągania czy spaceru. Moja wyzwanie ciągle stoi na dniu 9. Ah...

Co do jedzenia to mózecie się domyślać. Trzy dni z przyjaciółką, naprawdę sporo gotowałałyśmy.  Ona jest wegetarianką, więc przynajmniej jedzenie nie było tak ciężkie. Nie przekroczyłam 2000, to ma pewno. Nie ma więc chyba aż takiej masakry.

Staram się używać fitatu, jak tylko o nim pamiętam. Nawet nieźle mi idzie.

Cieszę się, bo wczoraj udało mi się zobaczyć z tatą. Nie widzieliśmy się odkąd zamknęli szkoły - więc prawie dwa miesiące.
Spotkaliśmy się na świeżym powietrzu. Trochę pochodziliśmy, a potem byliśmy na naprawdę dobrej pizzy. Miała cieniutki spód, była chrupiąca i nie była tłusta.
Wiem co sobie myślicie - cheat meal, cheat day, cheat week ??!!!
Też tak sądzę. Mimo wszystko, najważniejsze było dla mnie, że mama w końcu wypuściła mnie na spotkanie. I powiem wam, że nie mam aż takich wyrzutów sumienia. Po prostu stało się i idziemy dalej.

Na wagę nie mam zamiaru wchodzić. Od jakiegoś tygodnia znowu wróciły mi problemy z wypróżnianiem. Cały czas nie jest lepiej. Kiepsko się czuję,  a mój brzuch jest tak twardy i wzdęty, że nawet sobie nie wyobrażacie.
Jem kapustę kiszoną, płatki owsiane, śliwki. Pije kawę, zieloną herbatę i zioła. Brałam nawet takie delikatne leki przypisane przez pediatrę. Niestety moje jelita mają to wszystko gdzieś.
Ale w końcu na to zasłużyłam. Chciało mi się jeść więcej, to teraz mam. Czuje się jak jedna wielka, tłusta masa. No dobra nie jest to może wyszukane porównanie..

Zaczęłam powoli zgłębiać temat problemów z wypróżnianiem.  Poczytałam trochę o zespole jelita drażliwego itp. Popatrzyłam na różnych forach jak sobie radzą z takimi problemami. Możliwe, że przekonam mamę do zamówienia czegoś, bo chyba w końcu się przejęła.

Dzisiaj po południu jadę do siostry. Jej kotka miała dzisiaj sterylizację i poprosiła mnie o pomoc przy niej. Zostanę do piątku lub do soboty. Tak więc bilanse będą umierać, ale przynajmniej do Was wróciłam <3.

Trzymajcie się kochane. Idę nadrabiać do Was zaległości. Mam nadzieję, że chociaż Wy macie się lepiej. <3


sobota, 16 maja 2020

#41


Hej kochane <3
Wczorajszy dzień był naprawdę nudny i typowy. Zjadłam ok. 1500. Trochę więcej niż zakładałam, ale musiałyśmy z siostrą wykorzystać szpinak z lodówki. Ostatecznie zrobiłyśmy placuszki ze szpinakiem i naprawdę wyszły dobre. Składniki w miarę typowe: szpinak, jajka, mąka pełnoziarnista, łyżeczka  oleju do ciasta i dużo przypraw. Do jedzenia wzięliśmy sobie po łyżce śmietany. Na pewno je jeszcze kiedyś odtworzę <3 .

Z ciekawych rzeczy: ściągnąłam sobie na telefon fitatu. Apka jest naprawdę intuicyjna i ma bardzo dużą bazę produktów. Póki co naprawdę polecam.  Będę mogła też mieć wszystko w jednym miejscu i liczenie będzie łatwiejsze.

Piszę do Was siedząc u cioci w domu. Musiała poogarniać sprawy związane z pracą i nie miał kto zostać z dziećmi. Przyjechałam do niej razem z siostrą. Posiedzimy z nimi do 13, a potem wracamy do domu.
Bilans wstawię wieczorkiem. Trzymajcie się <3

czwartek, 14 maja 2020

#40 Ciężkie powroty


Trochę się nie odzywałam.
Mam coraz częściej moje ataki paniki i tym podobne, a to zdecydowanie nie pomaga w zebraniu myśli.

Przez te trzy dni, raz było lepiej, a raz gorzej. Najciężej zniosłam środę. Mamie pozostawały jakieś rzeczy z diety, ktore jej nie smakowały. Wiec skonczylam jak śmietnik, w ktory można wszystko wepchnąć. Ochyda. Na pewno nie przekroczyłam 2000, ale co z tego ?
Dało mi to na pewno trochę do myślenia. Ciało jest świątynią, a nie jakimś workiem, do którego wrzucamy wszystko żeby się nie zmarnowało.

Do końca tygodnia siedzę u siostry. Nie chce jej martwić, więc bilansowych cudów raczej nie będzie. Dzisiaj planuje coś w okolicach 1400-1500. Jak wrócę, to koniecznie wracam do wyzwania z Kołakowską. Przez te ostatnie dni z aktywnością było kiepsko i najwyższy czas to zmienić. Będę się starała mieścić w 1300 przy ćwiczeniach.
Chce już tak bardzo dobrnąć do równych 50 kg. Jeszcze jakieś niecałe dwa. Niby tak niewiele, ale wydaje mi się to niemal niemożliwe.
Muszę w końcu się ogarnąć.
Do zobaczenia kochane 🦋

Bilans:
- Owsianka z marchewki i jabłka
- Kostka czekolady
- Miska botwinki
    Plany:
     - Pierogi
     - Banan
~1400 kcal

poniedziałek, 11 maja 2020

#39 Na urodzinach

10 maj

Wczorajsze urodziny kuzynki wypadły całkiem dobrze. Z rana przed wyjazdem udało mi się jeszcze zrobić trening - 8 dzień wyzwania z Kołakowską. Naprawdę ćwiczyłam o 8..

 Zjadłam całkiem sporo, ale dobra, powiedzmy że to był mały cheat day haha.
Starałam się w miarę pilnować i przegrałam tylko z ciastem. Nawet mnie to nie dziwi szczególnie, bo w końcu kocham słodycze. W sumie oprócz tego to zjadłam łyżkę sałatki, troszkę grillowanych warzyw i trochę pieczywa.

Psychicznie na początku było raczej kiepsko. Te parę osób było już dla mnie tłumem. Miałam znowu swoje ataki paniki i nawet nie wiem ile razy szłam do łazienki, żeby nie wybuchnąć płaczem przy wszystkich. Przez tą izolację naprawdę mi się pogorszyło.
Potem na szczęście pobiegałam z dzieciakami. Oswoiłam się z otoczeniem i czułam się trochę lepiej.

Oczywiście wieczorem spadł mi nastrój. Zaczęłam sobie wypominać moja ukochaną chałkę z grilla,  kawałek ciasta i pół kawałka bezy. Ostatecznie wzięłam xennę na noc.


11 maj

Wyjątkowo dobrze zniosłam to przeczyszczenie. Brzuch mnie nawet aż tak nie bolał, w sumie tylko przez chwilę.
Pamiętam jak wzięłam za pierwszym razem, to wtedy naprawdę był koszmar.
Mimo wszystko zrobiłam sobie dzień bez ćwiczeń. Nie chciałam sobie nic tam dodatkowo ruszać. Bilans wyszedł całkiem udany <3

Bilans:
- Serek twarogowy z diety mamy ~ 200 kcal
- Ogórek małosolny- 10 kcal
- Owsianka kawowa z jabłkiem- 255 kcal
- Domowy sok marchew- burak-jabłko- 90 kcal
- Papryka faszerowana- 505 kcal
- Ciacho owsiane, brzoskwinka -130 kcal
Bilans: 1180 kcal

Tu macie moją owsiankę. Pierwszy raz robiłam z kawą i wyszła mega dobra. Jak zawsze u mnie z cynamonem <3



A tu mój wieczorny deserek <3









sobota, 9 maja 2020

#38 Powrót do ćwiczeń


Dzisiaj raczej krótki post. Zaczęłam się ostatnio wcześniej kłaść i póki co nawet mi to wychodzi <3

Zacznę może od plusów.
 + Wzięłam się znowu za ćwiczenia. Ostatnio naprawdę nie robiłam prawie nic. Zawzięłam się i trochę tego wyszło.  Zrobiłam 6 dzień wyzwania z Moniką Kołakowską, 25 minut na rowerku stacjonarnym i 500 pajacyków. Jak dobrze poszło, to to może nawet ponad -600 ...
+ Zrobiłam w końcu paznokcie.
+ Przyszła do nas do domu znajoma fryzjerka. Mamie zrobiła farbę, a mi trochę końcówki podcięła. Jak zawsze uważam, że za krótko, ale było trzeba. Moje włosy są tak suche i tak się rozdwajają, że to jest hit.

Co do jedzenia to raczej było trochę dużo. Od kiedy mama ma dietę pudełkową, nie jadłam prawie żadnego mięsa. Organizm w końcu się odezwał, że ciecierzyca mu nie wystarcza. Skończyło się na tym, że zjadłam wczoraj nawet sam twaróg...
W każdym razie w miarę o to zadbałam. Dzisiaj zjadłam sernik z twarogu, skyr i faszerowaną paprykę z indykiem. Bilans przez to wyszedł i tak całkiem ok. Organizm chciał białka- to go dostał.<3

Jutro jadę z rodzinką na urodziny mojej małej kuzynki. Mam nadzieję, że nie nawalę. Plan to: owsianka z jabłkiem, a potem trening. Później zobaczymy.
Odezwę się. Buziaki 🦋

Bilans:
- Skyr jagodowy z płatkami owsianymi i chia, mała brzoskwinka- 270 kcal
- Sernik - 190 kcal
- Ciacho- 95 kcal
- Obiad z diety mamy: warzywa gotowane, pulpety w sosie, troszkę ryżu - 320 kcal
- Faszerowana papryka - 505 kcal
Bilans: 1280 kcal

PS: Mamą wychodziła dziś do przyjaciółki i dlatego zostawiła mi swój obiad. Na szczęście był malutki i głównie tam były warzywa.



Wiem, że ten sernik wygląda kiepsko, ale był cudowny. Na zdjęciu tylko połowa, z tego ile go zjadłam. Ale wiecie, wszystko dla białka haha <3



czwartek, 7 maja 2020

#37 Ciacha o 20


Hej kochane. Dzisiaj już jest lepiej.

Wczoraj po lekcjach byłam na parę godzin u przyjaciółki. Przywiozłam jej pieczone przez mamę bajgle. Bilansowo wyszło aż za dobrze. Mama myślała że jadłam tam, koleżanka myślała że jadłam w domu i tak jakoś wyszło. Ostatni posiłek byl więc o 16.
 Z drugiej strony powiedziałam sobie, że będę jeść min 1200 kcal. Nie chce zatrzymać u siebie procesów wzrostu, hormonów i innych takich..  Ale dobra, trudno.

Dzisiaj za to najstrojowo jest naprawdę w porządku. Płakałam tylko raz, co jak na mnie jest dobrym wynikiem. Oj tak, kocham się nad sobą użalać..

Po lekcjach byłam z mamą na zakupach. Ona jeszcze ma swoją dietę pudełkową, więc zakupy były tylko dla mnie. Złapałam jakąś pozytywną energię. Nakupowałam sobie dużo owoców, warzyw i nabiału. Mam ostatnio fazę na gotowanie.
Jutro będę robić paprykę faszerowaną. Muszę wykorzystać mięso mielone z indyka z lodówki. Wymieszam je z kuskusem, pomidorami i wyjdzie fajny obiadek.

Miałam też dziwną sytuację z mamą. Znowu powróciła do tematu że schudłam i jem za mało. Tylko, że tym razem stwierdziła, że wyglądam niezdrowo, jak patyk i że mam bladą, wychudzoną twarz. Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam. Tym bardziej, że dzisiaj na wadze ... 51,2 kg !! Jeszcze troszkę i będzie cudownie. Ze szczęścia się tam prawie posikałam.

Z aktywności zaliczyłam spacer do sklepu i do weterynarza z kotem. Wykorzystał okazję i kiedy stawiałyśmy go na wadze, uciekł. Więc moja dodatkowa aktywność na dzisiaj to 20 minut latania po krzakach na osiedlu. Na szczęście dałam radę go złapać i jest już obrażony na mnie w domu haha.

Wieczorem miałam dobry humor, a u mnie kończy się to zazwyczaj gotowaniem. Więc takim oto sposobem stworzyłam ciasteczka i w końcu ten sernik z twarogu i galaretki. Ciacha były tylko z ciemnej mąki, jajek, trochę masła orzechowego i miodu. Przepis że stronki macie tutaj:<3 Ciacha<3 .
Dałam 2 łyżki miodu i łyżeczkę ksylitolu. Zapewne właśnie przez to wyszły dosyć suche i czuć głównie mąkę żytnią. Następnym razem dodam troszkę więcej masła orzechowego i miodu. Może jeszcze jakiegoś banana żeby nie były takie suche?  Umoczyłam sobie jedno w syropie klonowym i wtedy były już mega dobre. Kalorie na jedno to 95, 105 z odrobiną syropu.
Na pewno plus jest taki, że robi się je mega szybko. Nie mają też zupełnie masła. Jak ktoś lubi ciemną mąkę, to raczej mu się spodobają. W innym przypadku proponuje więcej miodu i może jeszcze jakieś inne dodatki ( orzechy, żurawina itp.).


Co do sernika, to dam znać jutro. Nie mogę się to doczekać. Coś czuję że to będzie dobre.

 Oczywiście tak jak zawsze - wczoraj jadłam mniej + rano było śniadanie na słono. Tak więc mój bilans to dzisiaj głównie słodkie. Zawsze tak mam haha. Naprawdę się starałam, ale jakoś tego nie widać.


Bilans - środa:
- Owsianka z bananem i cynamonem- 285 kcal
- Garść winogron - 45 kcal
- Migdały w czekoladzie, mleko do kawy
- Pieróg z mięsem
- Połowa domowego bajgla
Bilans~ 700 kcal


Bilans- czwartek:
- Domowy bajgiel z humusem, serem, pomidorki - 390 kcal

                      Tu macie śniadanko <3


- 2 kostki czekolady, troszkę jogurtu z kakao i płatkami owsianymi
- Obiad z diety mamy: gulasz, ryż, gotowane warzywa ~ 350 kcal
- Ciacho- 105 kcal
- Połowa bajgla z humusem, warzywka- 360 kcal, połowa batonika - 105 kcal
Bilans: ~ 1455kcal

Do jutra kochane !!🦋

wtorek, 5 maja 2020

#36 Klatka



Nie mam dzisiaj siły na pisanie do Was. Nie chce jednak znikać na parę dni.
Bilans ok. 1700. Zostawię to bez komentarza.


"Zamykam się w klatce z resztek mych snów
Zlepia ona me koszmary, lęki
Z każdym dniem jest coraz mniejsza
Zamyka mnie w swej nieskończoności

Klatka nie ma początku czy końca
Jest tylko tu i teraz
Pojawia się i nie chce odejść
Pozbawia resztek godności

Rzuca cię o ziemię, by wywołać twój ryk
Pali cię żywcem , by wywołać krzyk
I drwi kiedy rozpaczliwie próbujesz się z niej  wydostać

To ona decyduje kiedy ją opuścisz
Nie ma z niej żadnego wyjścia
Trzeba się jej poddać, upaść
I liczyć na jej laskę

Klatka jest w tobie
Klatka jest wszędzie
Klatka jest zawsze
Przyzwyczaj się do niej"

Zostawiam moje smęty, jako symbol walki o lepsze jutro.
Oby wasz dzisiejszy dzień był lepszy od mojego. 🦋


poniedziałek, 4 maja 2020

#35 Podsumowanie weekendu - nowy start



Wracam do Was z mojego wyjazdu na Mazury. Było naprawdę super. Złapałam trochę spokoju ducha i takiej melancholii.
Zamykam oczy i dalej jestem na łódce, na wietrze wiejącym we włosy i wsłuchuje się w fale. Zawsze mnie to uspokajało i tak było i tym razem. Oczyściłam trochę umysł, zmieniłam otoczenie. Co do diety, też nie było najgorzej. Z tego co mogę powiedzieć na oko jadłam:

- 01.05.~1100 kcal
- 02.05.~1300 kcal
- 03.05.~1550 kcal

Zdarzyły mi się moje ataki paniki. Póki nie zrobię ze sobą czegoś konkretnego, będą ze mną. Mimo to, na pewno ta chwilowa zmiana otoczenia sporo mi dała. Musiałam tylko nadrobić czytanie waszych postów haha. Trochę tego było. Wracałam do Was, jak do grona przyjaciół. Kocham czytać co tam u was - bez znaczenia czy o sukcesach czy o porażkach.

Dzisiejszy dzień (04.05.) nie był zbyt udany. Od początku maja, nie jadłam zupełnie słodkiego i to się na mnie odbiło. Nie mówię tutaj o kaloryczności, ale po prostu o posiłkach. Jedynym normalnym był mój obiad - ciecierzyca z warzywami. Reszta była napadem na słodkie- owsianka kakaowa, dwie mrożone kawy bananowe, masło orzechowe i twarożek na słodko... I jeszcze dwie kostki czekolady. Jedynym plusem jest to, że szybko takiego dnia nie będzie. Kaloryczność na oko ~ 1350 kcal.

Z aktywności zrobiłam dzisiaj całkiem sporo - 200 pajacyków, 5 dzień wyzwania z Moniką Kołakowską I jezcze jeden trening z nią. Czułam trochę kolana, dlatego wybrałam taki. Naprawdę był super i nieźle się spociłam.




Wieczorem oczywiście pożałowalam tego wszystkiego. Pojechałam do siostry ( będę u niej może nawet do czwartku) i zrobiłam nam kawę mrożoną - drugą w moim przypadku. Było mi potem tak niedobrze..  skończyłam siedząc godzinę na balkonie z czarną herbatą.

Czytając wasze blogi stwierdziłam, że muszę też zacząć jakiś nowy majowy start. Muszę zacząć bardziej planować i pilnować posiłków. Pomyślę nad jakąś formą tego, jak będę w domu. Przyda mi się konkretnie rozpisać treningi i chyba minimalnie zwiększyć kalorie. Wcześniej było to zazwyczaj 1000-1100. Jak się jednak zastanowić, to na pewno było by zdrowiej w moim wieku jeść więcej. Muszę to na spokojnie rozmyśleć.
Postawię oprócz tego na moje samopoczucie. Muszę zacząć czuć się lepiej ze samą sobą. Czuć się w jakiś sposób potrzebna i użyteczna. Postarać się o jakąś pomoc dla siebie - to jak się czuje nie jest normalne. Moja nieobecność, smutek, ataki - nic z tego nie jest.

Po ćwiczeniach coś się dzisiaj we mnie odblokowało. Musiałam pilnować się w czasie wyjazdu i to pewnie dlatego. Chyba nigdy jeszcze aż tak nie ryczałam. Nazwałabym to wręcz wyciem. Przez 15 minut nie mogłam się zupełnie uspokoić. Na szczęście byłam sama w domu i zaczęłam gadać z moim kotem. Tak dokładnie.. po prostu wyłam, przepraszam go za wszystko. Naprawdę biedny jest ten mój kot ze mną...
Ale dobra, już jest dobrze. Chociaż szczerze- jeszcze nigdy nie straciłam nad sobą aż tak kontroli. Nie było mi aż tak smutno.  Nie widziałam, że potrafię aż tak.. może to i dobrze?
W każdym razie - wkraczamy w maj i muszę wprowadzić jakieś plany.

Dziękuję wam wszystkim za wsparcie. Jesteśmy ze mną w lepszych i gorszych dniach. Czytacie moje wyżalania się i rozmyślania. Dziękuję wam za to <3.
Trzymajcie się. 🦋

P.S. Przepraszam was za długość...
Przypominam tylko, że w zakładce przepisy macie turbo długi przepis na pizzę z kaszy jaglanej. Piszcie jakbyście chcieli jakąś skróconą wersję.