środa, 28 października 2020

#74 Lockdown

 

Cześć kochane,

Dziękuję wam bardzo za cudowne słowa pod poprzednim postem. Nawet nie wiecie jak miło mi się je czytać. Jesteście naprawdę niezwykłe <3

Nie piszę codziennie, bo nie mam zbytnio o czym. I to na pewno jeszcze trochę potrwa. Liczby zarażonych będą teraz wzrastać jak szalone. Mam nadzieję, że w waszym najbliższym otoczeniu wszyscy są zdrowi <3

Od rana mam lekcje, a później tylko czekam żeby iść spać. Wpadam strasznie w depresyjny nastrój. Z nikim nie utrzymuję kontaktu, bo nie mam na to siły i zupełnie tego nie potrzebuję. Snuję się po domu w swetrach i wyglądam jak menel. Jestem tylko ja i moja głowa.

Leki na jelita przestały dawać. Muszę powrócić do zwiększonej dawki. Tak więc, dodatkowe urozmaicenia dnia mnie czekają haha

Jakoś się odezwę. Mam nadzieję, że przynajmniej u was jest ciekawej. Trzymajcie się cieplutko <3


Bilans - 855 kcal

- Owsianka na wodzie z bananem i cynamonem, miód - 220 kcal

- Kilka paluszków, ciasteczko - 105 kcal

- Kotlet z indyka z marchewką,  ziemniaki, kapusta kiszona - 345 kcal 

- Kanapka z serem, sałatą i pomidorem- 185 kcal


P.S. Wiem, że miałam jeść więcej....

piątek, 23 października 2020

#73 Czego chcę?

 

Dni mijają mi bardzo szybko. Za mną już tydzień siedzenia w domu. Wpadłam już w rutynę- wstanie o 7:50, lekcje i czekanie do pójścia spać. Wszystko jest szare i jednakowe. W wolnych chwilach zadręczam się myślami o jedzeniu.

Z dobrych wiadomości, od dwóch dni wróciłam do ćwiczeń z Kołakowską. Powoli wkręcam się na nowo. Także dzisiaj - 400 kcal <3.

W końcu też zaistniały zmiany na wadze. Zeszłam wreszcie z 51, na wadze 50,2. Nareszcie <3

Staram się jeść ponad tysiąc, wciąż nie zawsze mi to wychodzi. Lekarz telefonicznie polecił znowu zmniejszyć dawkę leków i jest o wiele lepiej.

Gubię się w tym czego chcę. Jeść, czy nie, ile jeść, co jeść i tak dalej. Chcę być zdrowa, mieć zdrowe jelita, miesiączkę, ale jest jak jest.

I tylko ja mogę to zmienić. Pytanie tylko, czy naprawdę tego chcę.



Bilans -22.10 - 930 kcal

- Owsianka cynamonowa z bananem - 215 kcal

- Szarlotka domowa ~ 200 kcal

- Pieczone udka kurczaka z kapustą kiszoną - 375 kcal

- Krem z pomidorów, kostka czekolady - 140 kcal

Aktywność: trening z Kołakowską, dzień 17 (spalone jakieś 200-250 kcal)



Bilans- 23.10. - 1010 kcal

- Owsianka kakaowa z bananem - 230 kcal

- Szarlotka domowa, kawałek omleta mamy ~ 300 kcal 

- Makaron z sosem z kalafiora (coś w stylu wegańskiej carbonary) - 260 kcal

- Deser ze skyra jagodowego - 220 kcal

Aktywność: trening z Kołakowską, dzień 19 turbo spalanie (spalone 400-450 kcal)

piątek, 16 października 2020

#72

 

Wybaczcie mi, nie mam jakoś weny do pisania. Wstawiam tylko bilanse z dwóch ostatnich dni. Nie udało mi się jeść ponad 1000, co zresztą widać. Kiepsko mi to idzie.. 

Muszę jeszcze wcisnąć w siebie skyr, bo inaczej skończę na 600 kcal.. . Jedyne pocieszenie to nauka zdalna od przyszłego tygodnia. Martwię  się o rozszerzenia, bo takie nauczanie zupełnie nic nie daje. Ale przynajmniej jestem cały czas w domu i tylko bym jadła.

Moje samopoczucie dorównuje pogodzie za oknem. Trzymajcie się cieplutko <3


Bilans - 15.10.

- Owsianka kakaowa, pół jabłka - 240 kcal

- Kromka chleba z domową pastą z bakłażana, sałata lodowa - 150 kcal

- Barszcz z ziemniakami zabielany jogurtem greckim - 180 kcal

- Napoleonka ~ 280 kcal

Bilans: ~ 850 kcal 

Aktywność: 6150 kroków



Bilans - dzisiaj:

- Overnight oats o smaku szarlotki - 245 kcal

- Kanapka z serkiem i sałatą lodową - 185 kcal

- Domowe ratatouille <3 - 200 kcal

- Skyr brzoskwiniowy - 125 kcal

Bilans: 755 kcal

Aktywność: 7900 kroków 

środa, 14 października 2020

#71 I znowu mnie nie było..

 

Znowu mnie nie było ponad tydzień.

Mam za sobą wizytę u gastrologa. Trafiłam na faceta, który stwierdził, że mogę na spokojnie brać leki bo one, wbrew pozorom nie uzależniają. Ostatecznie przypisał mi 3-krotnie większą dawkę leków, niż kiedykolwiek brałam.

Skończyło się na tym, że przez 3 dni nie mogłam wyjść z domu, bo w każdym momencie mógł na mnie czekać bieg o życie do łazienki haha.            Zmniejszyłam trochę ilość leków i mogę w końcu chodzić normalnie do szkoły. Miałyśmy z mamą dzisiaj pierwszą rozmowę z lekarzem. Mam jeszcze zmniejszyć dawkę i odezwać się znowu za tydzień.

Zapewne będę musiała brać te leki trochę dłużej, dopóki jelita nie zaczną jakoś pracować. Mam jednak trochę wątpliwości, co do tego, że leki nie uzależniają.. 

Z jedzeniem idzie mi różnie. Miałam jeść ponad 1000, ale nie zawsze to się udaje. Jem coś tylko kiedy to zważę i zapiszę w fitatu. Zaczęło mnie to trochę przerażać. Wiem, że muszę jeść jeszcze więcej, ale ciężko mi idzie. Wpadłam jeszcze w jakąś dziwną obsesję jedzenia zdrowo, i tylko tego co robię sama. 

Dzisiaj wszystko byłoby pięknie. Całą kolację i jutrzejszy dzień miałam zaplanowane. Mama jednak przyszła z pracy z rzeczami z cukierni: bułką cynamonową i napoleonką, obie rzeczy dla mnie. Więc dzisiaj zamiast skyra, muszę zjeść 400-kcal z bułeczki. Patrzcie tylko na ten dzisiejszy bilans... Jutro podobna sytuacja z napoleonką. Ale dobra, jakoś dam radę. Muszę, muszę, muszę.


Bilans - 785 + ~ 470= 1255 kcal

- Jaglanka z gruszką i cynamonem -220 kcal

- Pół jabłka z polewą orzechową ( masło orzechowe + jogurt naturalny + syrop klonowy)    - 105 kcal

- Makaron ryżowy z warzywami stir fry - 460 kcal

- Gigantyczna buła cynamonowa 145g ~ 470 kcal - wolę dać profilaktycznie więcej kcal


Trzymajcie się kochane <3. Idę nadrabiać zaległości na waszych blogach. Buziaki 


P.S.:  Udało mi się oddać połowę bułki- więc bilans wyszedł około 1020 kcal

wtorek, 6 października 2020

#70 It's kinda ok

 Hej kochane <3

Jedzeniowo idzie mi całkiem dobrze. Zgodnie z moim postanowieniem, udaje mi się przekraczać 1000 kcal. Robię dzienną liczbę kroków i tak jakoś czas leci. 

Odniosę się troszkę do ostatnich komentarzy. Pracuję z moimi jelitami od dawna. Odstawiłam zapychające jedzenie z mąki pszennej, mięso, szczególnie czerwone. Jadłam owoce, warzywa, owsianki, jogurty. Unikałam tłuszczu i rzeczy smażonych. Ale zupełnie nic to nie zmieniło. Udało mi się tylko jeść mniej, ale za to moje jelita się zupełnie zbuntowały.

Miałam też epizod z lekami. Brałam probiotyki, bakterie wspierające florę bakteryjną jelit, leki z inuliną.. nic nie pomagało.  Więc etap z poradami farmauceuty, mam już dawno za sobą.

Zapewne jadłam tak mało, że wszystko mi się tam zatrzymało. Może czegoś więcej się dowiem na jutrzejszej wizycie.

Póki co jem, tak jak opisałam, tylko że trochę więcej. Biorę też leki, które mają mi, ogółem mówiąc, rozmiękczać wszystko od środka. Nie będzie dla was wielkim zaskoczeniem, jeśli powiem, że średnio działają...  Zobaczymy czy coś się niedługo zmieni. Dam jutro znać jak było u gastrologa <3


Bilans:

- Jogurt naturalny z chia, syropem klonowym i gruszką - 195 kcal

- Marchewka - 30 kcal

- Gołąbki bez zawijania z indyka, robione na parze, łyżka ziemniaków - 475 kcal

- Krem z warzyw- 180 kcal

- Lindt ×2, kawałek jabłka- 175 kcal

Bilans: 1065 kcal

Kroki: 6700    - 190 kcal

niedziela, 4 października 2020

#69 Czy jedzenie tyle dziennie będzie dla mnie możliwe..

 

Hej kochane,

Piszę do was po dwóch tygodniach nieobecności. Próbowałam wcześniej, naprawdę. Ale za każdym razem, patrzyłam się w  telefon i nie potrafiłam napisać nawet słowa.

Nadrobiłam wasze blogi i postaram się do was wrócić.

Co tam u mnie?

A) Moje problemy z jelitami jeszcze bardziej się pogorszyły. Wypróżniam się tylko raz w tygodniu, po zażyciu środków przeczyszczających. Przez jedzenie za mało, mój metabolizm po prostu stanął. Ćwiczenia i domowe sposoby ( mówię o jakiś śliwkach, kapuście, soku z cytryny itp.), też oczywiście nie pomagają. Byłam już na usg, a za kilka dni mam wizytę u gastroenterologa. Póki co nie wiadomo nic. Raz, nawet mama tak się już wkurzyła, że pojechała ze mną na SOR. Spędziłam tam 6 godzin.. pouciskali mnie po brzuchu, polecili czopki, przeczyszczacze i domową lewatywę, po czym wysłali mnie do domu.

B) Muszę zacząć więcej jeść.  Trzeba w końcu ruszyć te jelita czymkolwiek. Tylko, że nie zawsze potrafię. Póki co próbuję jeść ponad 1000 kcal. Wczoraj się udało, dzisiaj też się na pewno uda, bo jestem u ojca.

C) Mama zauważyła. Lekarze zaczęli jej gadać, że jestem bardzo szczupła i dostała kompletnego świra. Mówiąc ogólnie mam przejebane.

D) Okresu dalej nie ma. W trakcie wizyty na SOR, wyszło to na jaw. Mama o tym wie ..  Kto wie, może się w końcu zacznie mną przejmować? Póki co, straszy mnie, że skończę jak moja siostra. Boli mnie to, że nie wspiera mnie, tylko jak zawsze zastrasza. W tym wypadku ma argument, że skończę zamknięta w psychiatryku. Milutko..

E) Byłam z siostrą na siłowni. Początkowo było mi trudno. Dostałam ataki paniki, że wszyscy się na mnie patrzą i wyśmiewają kiedy próbuję cokolwiek zrobić. Ostatecznie udało mi się go pokonać, biegając na bieżni w kącie, poza obszarem lustra. Potem siostra pokazała mi co robić na różnych sprzętach itp. Podobało mi się, ale przeraziłam się moim stanem i wagą mojego problemu. Spróbujemy załatwić mi karnet u mamusi, ale może być ciężko. 

F) Waga: 51,5 kg. Powoli, ale przynajmniej w dół.

Wrzesień pod względem dietowym, był naprawdę w porządku. Trzymałam tak od 650 do max. 950 kcal. Prawie codziennie robiłam dzienną liczbę kroków.

Co do stanu psychicznego, wolę sie chyba nie wypowiadać. Cały czas się on stacza. Przestałam lubić samotne siedzenie w domu, bo boję się sama siebie i tego co mogę zrobić.


Cele na październik:

1. Robić dzienną liczbę kroków - 6000

2. Jeść ponad 1000 kcal, dla dobra moich jelit


Mam nadzieję, że wszystko u was w porządku i że ciepły wrzesień dobrze na was wpłynął. Oby w październiku było tak samo.

Chcę wam też bardzo podziękować za komentarze. Jesteście naprawdę kochane. Kiedy pierwszy raz przeczytałam komentarz Summer Wine, prawie się popłakałam. Naprawdę dziękuję za wasze wsparcie 

Buziaki <3