Piszę do was już nie zza krat. Jestem na wolności już od dwóch tygodni. Na początku nie było łatwo przystosować się do tego nowego-starego świata. Niby wszystko takie samo, ale czułam się jak w śnie. Ciężko było mi wrócić do codzienności.
Na pewno jest już dużo lepiej niż przed szpitalem, bez porównania. Z kolejnych dobrych wiadomości - dostałam się na oddział dzienny terapeutyczny. Będę tam w grupie, która trwa 3 miesiące.
Czy uważam że pobyt w szpitalu się przydał? Powiem tak, był konieczny. Nie wyobrażam sobie przeżycia, w stanie, w którym byłam. Więc była to bardzo dobra decyzja. Oczywiście głównie podjęta przez moich bliskich, ale teraz jestem im bardzo wdzięczna. Jestem tu i teraz.
Piszę jako porzucona singielka, ale powoli staję na nogi. Rozstanie było jej inicjatywą, w momencie kiedy jechałam do szpitala. Pomyślicie, że timing po prostu idealny. Ale może tak było lepiej, bo przynajmniej nie byłam wtedy sama. Na pewno mocno się to odbiło na moim stanie. Minął już ponad miesiąc odkąd nie jesteśmy razem, ale czasami o tym jeszcze zapominam. W końcu jak tu zapomnieć o duszy, która (przynajmniej tak mi się wydawało) rozumiała mnie w 100%? Jednak nic nie mogę zrobić, skoro postanowiła usunąć się z mojego życia. Pozostaje tylko iść naprzód.
Na co liczę teraz? Zrozumienie siebie - tak jak podchodzę do problemów innych. Zawsze jestem najbardziej wyrozumiała dla każdego dookoła, ale do siebie już zupełnie nie. Dlatego myślę, że czas zaakceptować, że mogę być słaba. Mogę płakać, być załamana, nie widzieć przyszłości. Przecież w końcu widzę, że nawet po najciemniejszej nocy, wychodzi słońce ☀️.
Trzymajcie się cieplutko<3
Wasza Cassidy
Hej. Cieszę się, że pobyt tam wyszedł Ci na dobre mimo wszystko. Co do rozstania - może tak miało być. Rozdział nagle się zamknął, a ty mogłaś skupić się na dojściu do siebie. Powodzenia kochana!
OdpowiedzUsuń