środa, 25 września 2024

#87 New world

 Piszę do was już nie zza krat. Jestem na wolności już od dwóch tygodni. Na początku nie było łatwo przystosować się do tego nowego-starego świata. Niby wszystko takie samo, ale czułam się jak w śnie. Ciężko było mi wrócić do codzienności. 

Na pewno jest już dużo lepiej niż przed szpitalem, bez porównania. Z kolejnych dobrych wiadomości - dostałam się na oddział dzienny terapeutyczny. Będę tam w grupie, która trwa 3 miesiące. 

Czy uważam że pobyt w szpitalu się przydał? Powiem tak, był konieczny. Nie wyobrażam sobie przeżycia, w stanie, w którym byłam. Więc była to bardzo dobra decyzja. Oczywiście głównie podjęta przez moich bliskich, ale teraz jestem im bardzo wdzięczna. Jestem tu i teraz.

Piszę jako porzucona singielka, ale powoli staję na nogi. Rozstanie było jej inicjatywą, w momencie kiedy jechałam do szpitala. Pomyślicie, że timing po prostu idealny. Ale może tak było lepiej, bo przynajmniej nie byłam wtedy sama. Na pewno mocno się to odbiło na moim stanie. Minął już ponad miesiąc odkąd nie jesteśmy razem, ale czasami o tym jeszcze zapominam. W końcu jak tu zapomnieć o duszy, która (przynajmniej tak mi się wydawało) rozumiała mnie w 100%? Jednak nic nie mogę zrobić, skoro postanowiła usunąć się z mojego życia. Pozostaje tylko iść naprzód.

Na co liczę teraz? Zrozumienie siebie - tak jak podchodzę do problemów innych. Zawsze jestem najbardziej wyrozumiała dla każdego dookoła, ale do siebie już zupełnie nie. Dlatego myślę, że czas zaakceptować, że mogę być słaba. Mogę płakać, być załamana, nie widzieć przyszłości. Przecież w końcu widzę, że nawet po najciemniejszej nocy, wychodzi słońce ☀️.

Trzymajcie się cieplutko<3

Wasza Cassidy 

wtorek, 3 września 2024

#86 Psycho

 Moja depresja przeszła na każdą część mojego życia. Było tak źle, że nikt mnie nie zostawiał samej. I takim o to sposobem skończyłam z trzema skierowaniami od różnych psychiatrów do szpitala. Więc piszę do was z psychiatryka, gdzie siedzę już 2 tygodnie. 

Co ja czuję? Nienawiść, żal, smutek i wszystko co najgorsze. Zmieniają mi leki ale nie czuje żadnych zmian. Jeszcze mój lekarz twierdzi, że moje problemy są głównie psychologiczne, więc leki to taki mały dodatek. Chcą mi robić testy na zaburzenia osobowości. Szczerze to mnie niezbyt interesują.

Czuje się tu jak śmieć i problem. Nie chcą mi nawet dawać uspokajaczy, bo przecież mam się nauczyć kontrolować emocje. Jest źle, bardzo źle. 

Myśli nie dają mi spokoju, wszystkie wirują. Sprowadzają się do tego - nie powinnam istnieć. Zadręczam się, że zakrakło mi odwagi, a teraz jest jeszcze gorzej niż było. Ja już nie chcę tych słów lekarzy, że będzie dobrze. Po co kłamać.

Nie wiem kiedy następny raz napiszę coś do was. Skoro moje jedzenie teraz zupełnie się dla mnie nie liczy.

Trzymajcie się cieplutko 

Wasza Cassidy