Działam. Powoli działam.
Dostałam jakiejś dużej motywacji. Nie mogłam spać, więc ostatecznie zwlekłam się z łóżka o 5. Stwierdziłam, że teraz albo nigdy i tym sposobem byłam na siłce o 6. Później śniadanie.
Przyjechałam do Warszawy ze studiów, bo w Boże Ciało mamy wielki zjazd rodzinny. Jako że moja babcia miala 11 rodzeństwa, to trochę nas jest. Nie lubię takich spotkań, w końcu ilość ludzi mnie przytłacza. Fakt, że będzie jedzenia dla pułku wojska, wcale nie pomaga. Lecz wystarczy coś zmyślić, pokombinować i dam radę. Nie mogę mieć napadu, nie mogę tego zniszczyć.
Także mam robienie dołu na siłowni, plus 9 tys kroków. Jak na pierwszy dzień po takim czasie, prezentuje się to całkiem nieźle. Muszę pomyśleć, żeby przejść trochę z siłowych treningów na cardio. Jednak jestem świadoma, że po takim deficycie, nie ma co liczyć na siłę na ciężary.
Stanęłam na wadze na siłowni. To był duży błąd. Fakt, że 3 lata temu, ważyłam praktycznie połowę tego co teraz ... No jest to przerażające. Jednocześnie motywuje jak nic innego. Co z tego, że dużo osób chwali moją figurę. Duży tyłek i cudownie. Nie chcę na to patrzeć i tak dłużej żyć.
Może jeszcze coś zjem, oby nie. Sama jestem w szoku, że jest tego tylko tyle. Jeszcze biorąc pod uwagę fakt, że jestem na nogach od 6 i jadłam śniadanie o 8.
Bilans bez ważenia:
- Kanapki z serem i szynką, ogórek - 480 kcal
- Mus jabłko-rabarbar - 105 kcal
- Piwo z przyjacielem - 180 kcal
- Energol zero - 15 kcal
Suma: 780 kcal
Trzymajcie się cieplutko,
Wasza Cassidy